sobota, 30 marca 2013

Gorączka wielkosobotniej nocy

Protestant ścięty gorączką przedstawia sobą niezwykły widok. Właściwie to już nie jest Protestant tylko uroczy Słodziak. Normalnie dziecko wraz z pogorszeniem stanu zdrowia zaczyna grymasić, kaprysić, marudzić, smęcić, płakać... Ale nie Protestant, on pod tym względem jest oryginalny J
Nie jest to dla nas nic nowego. Od lat znamy ten fenomen: jak Protestant ma dobry humor, to można - nawet nie sięgając po termometr - podać mu leki przeciwgorączkowe i wtedy synek powróci do swego pierwotnego protestanckiego kształtu ;)
Tak było tej nocy. Protestant dostał ok. 40-stopniowej gorączki. Przyszedł oczywiście nam ją oświadczyć, zgodził się na zaaplikowanie leków, a potem - ponieważ gorączka długo nie odpuszczała - miałam przyjemność obcowania z istnym Słodziakiem. Co robił Słodziak tej chorowitej nocy? Ano:

  • śpiewał, 
  • pląsał rękami i nogami (pozycja horyzontalna pozwalała mu tylko na tego typu tańce), 
  • gadał po angielsku, 
  • dodawał i odejmował bezbłędnie w zakresie 20 (zupełnie nie przejmując się tym, że wybiega poza podstawę programową klasy pierwszej, do której - decyzją patologicznych rodziców - nie trafi jeszcze w przyszłym roku), 
  • opowiadał bajki... 


I jak tu nie lubić tych nieprzespanych nocy, podczas których ujawnia się druga natura Protestanta?

Rozmówki wielkopiątkowe

Protestant po obejrzeniu kawałka wiadomości w TV zaaferowany oświadcza tacie:
- Widziałem w telewizji prawdziwego Jezusa!
- Prawdziwego? - pyta z powątpiewaniem w głosie tata.
- A ty myślisz, że on był sztuczny??!!

niedziela, 24 marca 2013

Odporność psychiczna i jej wzmacnianie


Jak się okazuje, że dzieci dużo zyskują pozostając w domu (intelektualnie, emocjonalnie, a nawet społecznie okazują się nie być upośledzone ;)), pojawia się potrzeba użycia ostatecznego argumentu potwierdzającego potrzebę istnienia szkół w obecnym kształcie: posłanie dziecka do szkoły wzmacnia jego odporność na stresy, dziecko musi być czasem przezwane przez inne dziecko, popchnięte, okłamane… Zetknięcie się z tym – wg powszechnej wręcz opinii – gwarantuje mu lepszą odporność.

No cóż, nie zgadzam się z tym chociażby dlatego, że dziecko jest mniej dojrzałe i bardziej podatne na zranienia niż dorosły. Im więcej pozytywnych emocji i związanych z nimi doświadczeń, tym większa odporność dziecka i łatwość radzenia sobie z sytuacjami trudnymi. Te trudne doświadczenia wspomagają proces uodporniania się jedynie w niewielkim stopniu i tylko wtedy, kiedy mają ograniczoną siłę oddziaływania, a dziecko wychodzi z nich zwycięsko.

Ale przenosząc to przekonanie na życie ludzi dorosłych (znacznie bardziej dojrzałych), można by przypuszczać, że też będziemy odporniejsi, kiedy będziemy się zmagać z trudnymi sytuacjami.
Cóż, jakoś nie przypominam sobie rozmów między znajomymi w stylu:
- Wiesz, w mojej firmie jest cudownie napięta atmosfera. Normalnie mam taką niepowtarzalną okazję uodpornić się i dojrzeć. No luksus, jakich mało! Podobno pojawił się u nas wręcz mobbing!
- Kurczę, zazdroszczę ci. Daj namiar, złożę tam CV i podanie. Możesz mnie polecić szefowi?
- Dobra. Na zachętę ci jeszcze powiem, że codziennie po południu 2-3 godziny spędzam nad pracą, którą biorę do domu. Codziennie boję się, czy się wyrobię i czy nie stracę tej roboty. To dopiero pozwala mi się prawdziwie rozwinąć!
- A chodzisz dalej nocami po tej menelskiej dzielnicy? To też świetnie rozwija i uodpornia…
- ……

A jednak instynkt samozachowawczy mówi nam, żeby unikać takich sytuacji, nie starać się o pracę w firmach ze złą reputacją, nie chodzić wieczorami w ciemnych zaułkach… Czujemy, że to nas nie rozwija, a może nas wręcz złamać.
To czemu dziecko ma zyskać na poniżaniu, wyzywaniu, złym traktowaniu, popychaniu, biciu, podszczypywaniu… ze strony rówieśników? Na dodatek jeszcze byciu ignorowanym, ganionym, popędzanym… przez nauczyciela?

W edukacji domowej, kiedy dziecko ma naturalny kontakt z różnymi ludźmi, w tym z rówieśnikami, również występują trudne sytuacje, ale nie w takim natężeniu, jak w szkole i jest mniejsze prawdopodobieństwo, że dziecko będzie w nich pozostawione samo sobie. I to one mogą zapewnić niezbędne minimum sytuacji trudnych, które pomogą dojrzeć. Nie musi to być zaraz „przeczołganie” w niesprzyjających warunkach bez wsparcia bliskiej osoby.

czwartek, 21 marca 2013

Niewinna pomyłka


Protestant wykonuje swoje zadanie, czyli pisze do mnie listy (pisze drukowanymi literami, ale wyrazy ledwo odczytuję, bo według mojego syna robienie odstępów między nimi to zbytnia ekstrawagancja). Czytam w jednym z liścików: „Mama jest gupia”.
Zanoszę się udawanym płaczem (śmiejąc się oczywiście, bo w gruncie rzeczy uznaję to za przejaw przedniego humoru) i słyszę:
- Przepraszam, pomyliłem słowa.
- A co chciałeś napisać?
- „Mama pracuje na dźwigu”
No cóż, początki nauki nafaszerowane są niezawinionymi pomyłkami JJJ

poniedziałek, 18 marca 2013

Zwierzęta w edukacji domowej :)


Dziś o tym, jak twórcze może być czytanie książeczki o zwierzętach dla dzieci (przetrenowane na Niuni):
- dziecko czyta, a rodzic zadaje pytania do tekstu;
- dziecko czyta po cichu i zadaje rodzicowi pytania, a potem potwierdza lub zaprzecza i dopowiada;
- rodzic, przed przeczytaniem tekstu przez dziecko zadaje pytania, a dziecko wyszukuje odpowiedzi w tekście;
- przed przeczytaniem rodzic i dziecko wspólnie wymyślają, np. do czego może służyć trąba słonia, a potem czytają tekst, żeby się dowiedzieć, na ile ich własna twórczość zgadza się z faktami naukowymi.

Czas świetny, bo wspólnie spędzony i poszerzający horyzonty umysłowe nie tylko dziecka, ale też rodzica J

A skoro już mowa o zwierzętach, to w naszym domu od jakichś trzech tygodni jest chomik - Tutek. Niunia ciężko na niego zapracowała dbając o kocura, czego dowód w załączniku. 

Kot na razie nie przyjmuje do wiadomości lekkiego odstawienia na boczny tor i obecność chomika przyjmuje jako pojawienie się przekąski, do której – z niewiadomych dla niego względów – wszyscy utrudniają mu dostęp. Ale czeka cierpliwie na jego podtuczenie ;)

Do zajmowania się kotem jest zachęcony Protestant. Na razie zrezygnował z wymarzonego skunksa i przebąkuje coś o drugim chomiku lub o patyczaku. 





poniedziałek, 11 marca 2013

Witamy Seana :)


Na świecie pojawił się Sean. Dzieci zwykle żywiołowo reagują na tego typu wiadomości. Nie możemy – ze względu na odległość – osobiście  powitać Malucha, więc z tej okazji powstały powitalne dzieła. Protestant – jako że jest „stały w uczuciach” – narysował koparkę i wóz strażacki. Niunia, bardziej familijnie, przedstawiła rodzinę: mamę z Seanem na rękach, tatę z kwiatkiem i dziadków.
Protestant w związku z powyższą sytuacją zadał zaskakujące mnie nieco, ale jednak bardzo logiczne i na czasie pytanie: - a czy on urodził się naturalnie czy cesarką? J




środa, 6 marca 2013

"Zranione dzieci, uzdrawiające domy"


Protestant: mamo, co to jest domkowo?
Ja: domkowo? Nie wiem.
Protestant (oburzony, jak przystało na Protestanta): nie wiesz, co to jest domkowo???!!! To ty się ucz, ucz, ucz!!!

No to się uczę i czasem dowiaduję się naprawdę ciekawych rzeczy. I mam nadzieję, że w którejś z książek natknę się na definicję słowa „domkowo” J

A dla rodziców dzieci pokiereszowanych przez życie polecam książkę „Zranione dzieci, uzdrawiające domy” (autorzy: J. Schooler, B. Smalley, T. Callahan). Jest świetna!
Poniżej informacja o zawartości i możliwości zakupienia:

Książka J. Schooler, B.K. Smalley, T.J. Callahan
„Zranione dzieci, uzdrawiające domy”
 w Polsce

Wydawnictwo MRaciniewski Services przedstawia kolejną książkę z zakresu problematyki związanej z wychowaniem dzieci dotkniętych traumą w dzieciństwie w rodzinach adopcyjnych i zastępczych. Jak trudne są to problemy ilustrują fora internetowe pełne wpisów zrozpaczonych rodziców szukających pomocy. Dlaczego nasze dziecko nie odwzajemnia naszej miłości? Czego nie rozumiemy? Co robimy źle? to pytania, które często prześladują rodziców dzieci doświadczonych traumą. Wiele rodzin decyduje się na adopcję mając wygórowane oczekiwania wobec siebie i dziecka. Szybko się przekonują, że ich oczekiwania są nierealistyczne. Ta książka odpowiada na te niespełnione oczekiwania dostarczając rozwiązań w wychowywaniu głęboko zranionego dziecka.
Książka wypełnia istniejącą w polskiej literaturze lukę z zakresu opieki i wychowania dzieci, które doświadczyły wczesnych traumatycznych przeżyć. Po części zapełniły ją pozycje, które ukazały się w ostatnich latach (np. G. Keck, R. Kupecky „Wychowanie zranionego dziecka”, D. Gray „Adopcja i przywiązanie”, „Rodzinne domy dziecka” pod red. L. Drozdowskiego, B. Weigl), ale „Zranione dzieci, uzdrawiające domy” dopełnia wiedzę na temat odrzuconych dzieci o kolejne obszary.
Jest kilka grup, dla których książka ta powinna być lekturą obowiązkową. Po pierwsze, z pewnością jest skierowana do obecnych rodziców adopcyjnych/zastępczych. Może stać się istotnym źródłem wiedzy, wsparcia, inspiracji. To lektura dla rodziców doświadczających problemów oraz dla tych, którzy – mimo przyjęcia dziecka z historią traumatycznych doświadczeń – tych problemów nie dostrzegają. Tym drugim pomoże zauważyć, subtelne, sygnały wołania dziecka o pomoc. Po drugie, czytelnikami powinni być przyszli rodzice adopcyjni/zastępczy. Tym z kolei pozwoli przynajmniej w pewnym stopniu uniknąć rozczarowania przyszłym rodzicielstwem, realnie formułować własne oczekiwania, a także wyczuli na wczesne wychwytywanie sygnałów szczególnych potrzeb dzieci.
Kolejna grupa to grono specjalistów chcących profesjonalnie wspierać wymienione rodziny. Książka wyraźnie pokazuje dużą rolę odpowiednio przygotowanych fachowców. Ta grupa czytelników może być usatysfakcjonowana otoczeniem treści aktualnymi badaniami naukowymi z zakresu następstw traumy wczesnodziecięcej oraz możliwości łagodzenia jej skutków. Dane bibliograficzne mogą stanowić cenną wskazówkę do dalszych poszukiwań i udoskonalania własnego warsztatu pracy.
Poza tym z powodzeniem może być swego rodzaju „olśnieniem” dla tych, którzy stykają się ze zranionym dzieckiem i jego rodziną. Otoczenie rodziny dziecka z traumą wczesnodziecięcą bywa źródłem zaprzeczania i przyczyną zaniechania pomocy (dziecko w powszechnej opinii „nie pamięta” pierwszych swoich doświadczeń).

Aby rodzina zranionego dziecka mogła stworzyć tytułowy „uzdrawiający dom”, powinna być otoczona zorientowanymi w problematyce sprzymierzeńcami w osobach członków dalszej rodziny, przyjaciół, specjalistów, nauczycieli…, którzy będą raczej źródłem wsparcia i zachęty niż krytyki i obwiniania.
Książka, co istotne, pisana jest prostym, dostępnym językiem. Dzięki niej wielu ludzi może zrozumieć zarówno dziecko, jak i jego adopcyjnego/zastępczego rodzica. Zrozumienie przyniesie, kolejne efekty – odciążenie. Z jednej strony zabranie dziecku ciężaru odpowiedzialności za swoją traumatyczną przeszłość i wynikające z niej „destrukcyjne” zachowania, z drugiej – odciążenie rodzica od poczucia winy związanego z odmiennym funkcjonowaniem dziecka.
Książka „Zranione dzieci, uzdrawiające domy”:
_ pomoże zrozumieć znaczenie traumatycznej przeszłości, budowanej na niej teraźniejszości i przyszłości zranionego dziecka oraz jego rodziny;
_ pośrednio przyczyni się do ukazania poranionym wewnętrznie dzieciom świata, jako przyjaznego miejsca; da szansę na wykorzystanie naturalnych zasobów samo-leczenia występujących u dziecka oraz uzdrawiających zasobów tkwiących w rodzinach.
Autorzy:
Jayne E. Schooler od ponad 20 lat szkoli specjalistów i rodziny związane z opieką zastępczą i adopcyjną. Jest autorką lub współautorką pięciu książek związanych z adopcją.
Betsy Keefer Smalley, LSW współautorka nagrodzonej książki Telling the Truth to Your Adopted of Foster Child: Making Sense of the Past. Ma 36 lat doświadczenia w dziedzinie opieki nad
dziećmi, umieszczania dzieci w nowych domach, usług poadopcyjnych i w szkoleniu.

Timothy J. Callahan, PsyD, psycholog kliniczny, który uzyskał doktorat na Wright State University w Dayton w Ohio. Ma dwadzieścia lat doświadczenia w pracy z dziećmi, rodzinami, jak również z dorosłymi i nastolatkami.
               Książka J.E. Schooler, B.K. Smalley, T. J. Callahan: „Zranione dzieci, uzdrawiające domy”, jest dystrybuowana tylko przez wydawnictwo MRaciniewski Services. Nr ISBN 978-83-930733-0-6. Stron 207, okładka klejona. Cena zakupu wraz z wysyłką wynosi 38 zł.
Wpłaty należy dokonywać na konto nr: 56 1140 2004 0000 3102 3502 2158.
               Wydawnictwo MRaciniewski Services.
               00-724 Warszawa, ul. Chełmska 9/123
               Tytuł wpłaty: zakup książki: Zranione dzieci, uzdrawiające domy.
               Prosimy o podanie dokładnego adresu pocztowego. Informację o dokonanym przelewie wraz z dokładnym adresem wysyłki prosimy przesłać emailem do: elara1@wp.pl
               Książkę wyślemy na podany adres pocztowy po otrzymaniu wpłaty na konto. Na życzenie wystawiamy faktury (konieczny NIP). Możemy też wystawić tzw. fakturę pro forma.