piątek, 31 maja 2013

Nauka alfabetu

Niunia zdała egzamin końcowy J

Początkowo była bardzo zestresowana, bo to zupełnie nowa sytuacja, ale ostatecznie bardzo dobrze jej poszło.
Teoretycznie ma 3 miesiące wakacji, ale nie zamierzamy z takich nadprogramowych korzystać, bo nauka przecież nie jest straszna J


Na ostatnich przed egzaminem „lekcjach” dzieci zapoznawały się z alfabetem (ze wszystkimi polskimi literami). Chciałam im pokazać, dlaczego jest ważna jego znajomość. Zrobiłam więc grupę zwierząt, które kłóciły się „kto pierwszy”. Ostatecznie zostały ustawione wg alfabetu. Ciąg dalszy zabawy był atrakcyjniejszy, bo dzieciaki same wymyślały, a potem zapisywały imiona i nazwiska grupy, którą trzeba było uporządkować alfabetycznie. Wymyślone postaci to m.in. Wandzia Majtki, Okurar, Ziomek Siusiu… Taka drobna zmiana i przyzwolenie na ujawnienie swoistego poczucia humoru, a efekt niezwykle pożądany: mnóstwo radości i ponadprzeciętne zaangażowanie, które z pewnością wspomagają zapamiętywanie. 

środa, 22 maja 2013

Kryzys


Dzień zaczął się ponuro i przygnębiająco. Tak naprawdę nie wiem, gdzie był koszmaru wyzwalacz… może perspektywa kolejnego rozstania, a może po prostu załamanie pogody, a może jakieś ukryte choróbsko… W każdym razie Protestant obudził się w iście protestanckim nastroju. Żadne reanimacje, próby wyłagodzenia nabuzowania, przytulanki, rozmowy… po prostu chodząca i głośno tykająca bomba zegarowa. Koszmar. Wrzeszczał, buczał, wierzgał się i – co najgorsze – sam nie wiedział, o co mu chodzi. Stany załamania przerywane były krótkimi, kilkunastominutowymi chwilami spokoju. Okazało się, że łagodząco wpływa jedynie zwierzyniec, który można poprzytulać.

Na dodatek Młody nie chciał jeść, a jak Polak głodny to zły. Ostatecznie w desperacji zamknęłam go w kuchni i powiedziałam, że nie wypuszczę dopóki nie zje przynajmniej kawałka chleba. Zjadł. Pomogło na krótko.

Nastrój w końcu udzielił się i Niuni, czemu się nie dziwię.

Chwiejność maksymalna dwojga dzieci prowadzi u matki w niezwykle prostej linii do skrajnych stanów emocjonalnych nie mających nic wspólnego z pozytywnymi doznaniami. Podczas szaleństwa Młodego coraz częściej w głowie powstawała mi mściwa myśl, żeby wysłać go do szkoły (nie – najlepszej, nie – najbliższej, ale właśnie do najpodlejszej ;)). Kiedy do ogólnego nastroju dołączyła Niunia myśl tę zaczęła wypierać tylko… chęć dokonania mordu ;)

Napięcie ustąpiło wraz z pojawieniem się popołudniowego słońca i taty. Ale sielanki nie doświadczyłam, bo… byłam w pracy… Ot, życiowa sprawiedliwość.

poniedziałek, 13 maja 2013

Stan chwiejnej równowagi


Niunia przełączyła się z trybu świrowania na tryb dzidziusiowania. Nie jest on zbyt wygodny w codziennym funkcjonowaniu, ale mimo wszystko odetchnęłam, bo jest więcej spokoju. 

Rano Niunia rzuciła się na kolana i sepleniąc zażądała butelki ze smoczkiem i smoczka. Życzenie spełniłam. Potem została ubrana, nakarmiona i pozwoliła na wyszorowanie sobie zębów, uczesanie włosów...

Najlepsze było to, że Protestant przejął się rolą starszego brata i obsługiwał siostrę zagadując do niej pieszczotliwie, spełniając jej zachcianki i tłumacząc jakieś absurdy w stylu: dziś idę do szkoły – muszę odrobić lekcje, a wieczorem idę do pracy. Młody nawet trochę siostrzyczce poczytał (czyt. przeliterował kilka słów ;)). 

Potem Niunia sama sobie poczytała wykorzystując przy tym wszelkie możliwe wady wymowy. Poza tym moja córeczka przez bardzo długi czas była małomówna, bo jak można mówić ze smoczkiem w buzi ;) Porzuciła go po kilku godzinach i zażyczyła sobie włączenie gier edukacyjnych na komputerze. To ostatnie odbieram jako symptom odzyskanej równowagi i jestem dobrej myśli co do kolejnych dni J

niedziela, 12 maja 2013

Hardcore


Kilka dni temu Niunia wykazała się jakąś meta-refleksją:
- Mamo, czy ja się za dużo buntuję?
- Eeee, każde dziecko się buntuje.
- Ale ja za dużo, za codziennie…
J

Generalnie Niunia ma duże trudności przy rozstaniach, a takich w ostatnim czasie się namnożyło i czeka nas jeszcze kilka (krótkich – dwudniowych, ale jednak chyba zbyt obciążających szczególnie córeczkę, która przed rozstaniem niezmiennie pyta mnie, czy na pewno o niej nigdy nie zapomnę).

Po ostatnim moim powrocie Niunia miała naprzemiennie występujące fazy: „kocham cię” i „nienawidzę cię – wypier…” (co prawda nie używała tego typu wyrażeń, ale tylko to słowo oddaje siłę przekazu zachowania ;)).
Druga faza ponadto miała różne stopnie nasilenia, od prostego „nie kochasz mnie”, poprzez bardziej zaawansowane: „nie jesteś moją mamą”, po najtrudniejsze: „chcę umarnąć, wezmę nóż i się zabiję”.

Dodatkowo postanowiła mnie „podzielić” na mamę dobrą i złą. Złą, która wyjeżdża (porzuca i oczywiście nie kocha)  i dobrą, która jest w domu (kocha, nie opuszcza). Wyglądało to mniej więcej tak:

- Ooo! Jesteś! – jak przyszłam ją wieczorem poprzytulać – Nie ma już tej złej mamy. Ty jesteś nowa mama. Jesteś ze mną, nie wyjeżdżasz, nie zostawiasz mnie. Kocham cię.

Nie zgadzałam się na to, tłumaczyłam, że ciągle jestem jedną i tą samą mamą, która wyjeżdża, ale wraca i ciągle kocha.

Jazdy się przedłużają, bo niestety istnieje perspektywa kolejnych rozstań L

sobota, 4 maja 2013

Wolność słowa


Zbliżają się urodziny Protestanta. Niefartownie nasze dzieci mają urodziny w półrocznych odstępach. Zbliżanie się jednych urodzin powoduje euforię u jednego brzdąca i wprost proporcjonalny rozstrój u drugiego. Przywykliśmy do tego. Zwykle robię reanimacyjne pogadanki, pocieszanki, utulani… Tym razem jednak zrealizował się kompletnie niespodziewany scenariusz.
Rano zaczęliśmy z Protestantem omawiać kwestię jego urodzin. Pojawiły się dwie opcje:
  1. Mały prezent i duża impreza
  2. Duży prezent i mała rodzinna impreza.
Protestant wybrał mniej kłopotliwą na krótką (ale pewnie dosyć uciążliwą na dłuższą) metę drugą opcję – mniej zamieszania w same urodziny, ale za to więcej przestawiania tego dużego prezentu z kąta w kąt do końca życia ;) Ale póki prezent nie zagraca nam naszych kurczących się niezmiennie metrów uważamy, że wybór jest dobry i wygodny.
Tymczasem Niunia:
  • Najpierw napisała sobie na twarzy: „Urodziny Protestanta. Niunia
  • Potem napisała na kartce, którą przykleiła sobie do bluzki: „Niunia nie pszychodzi na Protestanta urodziny”
  • Ostatecznie zrobiła sobie tubę i skandowała wypisany na kartce napis.
Chciałam z nią porozmawiać i załagodzić jej ból międzyurodzinowy, ale… stwierdziła, że nie chce, bo ten sposób wyrażania uczuć jej odpowiada i dodała, że powinnam doceniać, że… nie bije Protestanta. Doceniam, doceniam J