wtorek, 2 lutego 2016

Klub nocnych marków

Czas: 3 w nocy
Miejsce: sypialnia rodziców
Bohaterowie: cała rodzina (Protestant śpi u nas, a Niunia właśnie przyszła)
Bohaterka główna dramatu: Niunia

Niunia przysiadła na naszym łóżku, a kiedy się przebudziłam poskarżyła się, że bolą ją: oczy, nogi, głowa, gardło, brzuch… Sprawdzam czoło – zimne. I już wiem, że to ten „uwielbiany” przeze mnie czas, kiedy to wędrujące po całym jej ciele bóle, umiejscowiły się w różnych rejonach. Na początku, jak na „idealną” matkę przystało, wzrósł we mnie poziom agresji i zniechęcenia. Pozwoliłam jej położyć się koło siebie, ale całe moje ciało wrzeszczało „Ja chcę spać! Nie chcę zajmować się jakimś bólem”. Potem jednak przeniosłam się z Niunią do jej pokoju. Jeszcze przez jakiś czas miliardy dróg świetlnych dzieliły mnie od empatycznego spojrzenia na nią (czego w tej chwili się wstydzę ogromnie i za co później przeprosiłam, i – co gorsza – uzyskałam pełne zrozumienia wybaczenie, co mnie chyba jeszcze bardziej dobiło).

W końcu udało mi się ogarnąć siebie, dzięki czemu byłam w stanie zająć się zbolałym dzieckiem. Jakby tak spojrzeć okiem zatroskanej matki, to powinnam gnać z córką do szpitala, a przynajmniej następnego dnia zapisać dziecko do: ortopedy, reumatologa, okulisty, gastrologa, neurologa, laryngologa…
Ale zajęłam się nią inaczej. Leżałyśmy razem, masowałam według jej wskazań, oddychałam spokojnie i głęboko, zachęcając ją do robienia tego samego, pytałam o bóle, a w międzyczasie ględziłam, że jest cicho, spokojnie, bezpiecznie… Bóle przechodziły z brzucha do głowy, z głowy do nogi, z nogi do oczu… Wędrowały, wędrowały, wędrowały i… wreszcie zanikły.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas o tym, jak reaguje ciało i jaka jest moc spokojnego oddechu.

W międzyczasie namierzyłam trzy możliwe przyczyny takiej reakcji organizmu. Jedną z nich – najbardziej zaskakującą – jest wyjazd Naszego Ulubionego Bębniarza, zwanego w zdrobnieniu Bębnem ;)

Czas: 5 rano
Miejsce: sypialnia Niuni
Bohaterki: matka i córka


Zostałam z Niunią, choć sensowniejsze wydawało mi się, żeby już po prostu wstać. Moja motywacja: niech Niunia się wyśpi, wiedząc, że jestem przy niej. Efekt Niunia wstała wcześniej ode mnie i przez cały dzień uskarżała się na to, jak matka rozpychała się w jej łóżku i zabierała jej kołdrę. 
No cóż, noc pełna porażek, z wplecionym pomiędzy sukcesem ;)