Dziś będzie naukowo.
Jak opanować przypadki?
Najpierw Niunia opatrzyła się z nazwami.
Kolejność opanowała poprzez zdanie, którego pierwsze litery odpowiadają pierwszym literom kolejnych przypadków:
Mama Dała Cukierka Bo Nie Miała Wafelka.
Kolejnym etapem było kojarzenie nazw przypadków z pytaniami. Robiłyśmy to rysując, np.
mianownik: kto? co? KOTEK
dopełniacz: kogo? czego nie ma? MLEKA
celownik: komu? czemu kotek się przygląda? NIUNI
biernik: kogo, co widzi? MLEKO
narzędnik: z kim, z czym idzie Niunia? Z MISECZKĄ
miejscownik: o kim, o czym myśli kotek? O MLECZKU
wołacz: o! (mój kochany) KOTKU!
Powstało kilka rysowanych historyjek i przypadki nie tylko zostały opanowane, ale też stały się ulubioną rozrywką :)
"Spokojnie i cierpliwie śledzić, jak natura sama sobie radzi, a baczyć tylko na to, by warunki otaczające pracę natury, wspierały ją – oto jest wychowanie” Ellen Key
piątek, 11 grudnia 2015
czwartek, 10 grudnia 2015
"Straty są pozytywne"
Tak napisał Albert Espinosa w książce
„Świat na żółto”, która stała się inspiracją do dalszych wydarzeń.
Niunia niezwykle intensywnie
przeżywa stratę matki biologicznej. Tęskni za nią (a raczej za swoim jej
wyobrażeniem) bardzo boleśnie.
Kiedy kupiłam wspomnianą książkę,
spontanicznie zaczęłam się dzielić jej treścią. Autor ciężko doświadczony
chorobą nowotworową, w wyniku której jako nastolatek stracił nogę, płuco i
część wątroby… potrafi zauważać pozytywne strony swojego życia. Książka zawiera pewne elementy humorystyczne, pokazujące, jak potrafił się godzić z nieuchronnością strat.
Ostatecznie razem z Niunią zaczęłyśmy ją
czytać i stała się ona natchnieniem do tego, żeby przepłakać różne straty w
naszym życiu.
Urządziłyśmy przyjęcie pożegnalne, przed
którym Niunia z mądrością człowieka z przynajmniej 50-letnim życiorysem stwierdziła, że pewnie
przepłakanie będzie chwilowe. Pogodzone z ulotnością i chwilowością godzenia się ze stratą, podjęłyśmy
wyzwanie. Najpierw nakupiłyśmy tony niezdrowego żarcia, potem wypisałyśmy, co i
kogo straciłyśmy i chcemy pożegnać. Niunia przyczepiła do płachty z napisami
kolorowe balony.
W czasie uroczystości mówiłyśmy kilka
słów pożegnania pod adresem tego, kogo/co żegnałyśmy. Kiedy doszło do matki
biologicznej, Niunia po prostu… zwymiotowała… Zwaliłyśmy to na „chorobę”, bo
Niunia zaczęła się czuć chora. Przez pewien czas leżała i mówiła, że nic nie
czuje (w ogóle nie czuła swojego ciała). Kolejnym etapem było czucie
wszystkiego – Niunia płakała, że… umiera. W tym momencie do domu wrócił tata z
Protestantem. To był przedziwny moment. Niunia zawołała Protestanta i prosiła,
żeby ją przytulił. Miałam wrażenie, że w Protestancie zaczęła dostrzegać
„pamiątkę po matce biologicznej”, za którą tak bardzo tęskni. Oboje byli wobec siebie niezwykle opiekuńczy (przynajmniej w tamtym momencie ;) ).
Właściwie wszystko było pomysłem Niuni,
moja rola – jak zwykle – polegała na podchwytywaniu / godzeniu się /
realizowaniu jej pomysłów.
Żeby było jasne: Niunia nadal ma wątpliwości, czy straty są pozytywne, ale życie (tymczasowo) wróciło do względnej normy.
środa, 9 grudnia 2015
Dorastanie
Dziesiąte urodziny Niuni zbliżają się
wielkimi krokami. O dziwo nie ma rozmów o tym, jak miałaby wyglądać impreza
urodzinowa, ale Niunia nie daje zapomnieć o tym, że jej wiek się zmienia. Ostatnio
jak wróciła z biblioteki okazało się, że wypożyczyła sobie książkę o
nastolatkach (coś w stylu: co każdy nastolatek wiedzieć powinien) i – co więcej
– wypożyczyła też książkę dla mnie „Jak mówić do nastolatków, żeby nas
słuchały. Jak słuchać, żeby z nami rozmawiały” (A. Faber i E. Mazlish).
Wręczyła i powiedziała krótko: „Przyda
ci się”.
Czytam
J
Subskrybuj:
Posty (Atom)