sobota, 26 kwietnia 2014

Księciem być...

Protestant co jakiś czas dobitnie ogłaszał swój ucisk i wyrażał niezadowolenie, że pochodzi z tak prostej rodziny. Ubolewał, że nie jest królem, księciem czy kimś w tym rodzaju. "Bo król ma lepiej - nie musi nic robić i ma sługi!!!" - to taki typowy tekst.
Ostatnio natknęłam się na artykuł, który wybawił naszego syna od tych mąk psychicznych związanych z nierównościami społecznymi:

http://ciekawostkihistoryczne.pl/2014/04/03/jak-wychowywac-arcyksiecia-odkrywamy-tajniki-habsburskiej-edukacji/

Przeczytałam Protestantowi tekst (tłumacząc na prostszy język) i zaproponowałam, żeby spróbował być księciem. Zgodził się ochoczo. Podobało mu się, że zwracałam się do niego tytułując "książę", ale mina mu zrzedła, jak się okazało, ilu rzeczy nie wypada księciu oraz jakiego wysiłku wymaga uczestniczenie w naukach przez kilka godzin i niemożność zadecydowania o własnej aktywności. Wytrwał jakieś pół godziny :)

Ciekawa jestem, czy za jakiś czas znowu usłyszę protestanckie: "król/książę to ma dobrze!".

2 komentarze:

  1. Cóż,moje książętami też chętnie bywają. Lecz podobnie jak u Was,wszelakie ograniczenia przypisane tytularnie sprawiają że niezwykle chetnie i szybko zmieniają się w chłopów na ugorze :P Od reszty wszak jest służba, może się wykazać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To bycie księciem przez mojego syna tak naprawdę mi bardzo pasowało i żałuję, że tak szybko z tego zrezygnował. Nawet odnalazłam pasję w wyniosłym tonie słów: "książę, tak nie wypada", "takie zachowanie nie uchodzi księciu". Z wieśniakami jednak jest trudniej, a moje też wolą tę rolę ;)

    OdpowiedzUsuń