niedziela, 5 stycznia 2014

Zajęcia wzór-konspekt

No i mamy kolejny rok. Święta to u nas tradycyjnie czas naznaczony minimalną obecnością sTiViego ;), dużą dawką czasu spędzonego razem, ekscesami urodzinowymi, odkrywaniem kolejnych gier (teraz króluje Rummikub).

1 stycznia Niunia zainteresowała się cyframi/liczbami. Zaczęła sobie pisać liczby rzymskie, więc jej podpowiedziałam zasadę. Była zachwycona doszła do LVI.

2 stycznia był dniem matematycznym.
Tu nie wydarzyło się nic szczególnego. No może poza zadaniem przez Protestanta zaskakującego pytania: dlaczego 10 piszemy 1 i 0? Hmmm, to było naprawdę mądre, więc… zrobiłam mu wykład o systemie dziesiątkowym, a przy okazji o innych możliwych (niech popamięta i nie zadaje następnym razem trudnych pytań ;)). A tak poważnie, to naprawdę mnie zadziwił. Mam nadzieję, że odpowiadając stanęłam na wysokości zadania.

3 stycznia – był dniem „historycznym”, tzn. dzieci zapragnęły poznawać historię Polski. Oczywiście nie było to dla mnie zbyt proste, bo ja słabą patriotką jestem ;) Ale znowu się okazało, że życie pisze najlepsze scenariusze, również „scenariusze lekcyjne” J
Całego nie sposób opisać, ale spontanicznie pojawiły się takie fragmenty:
·         Historia Mieszka I
·         Godło, flaga i hymn Polski
·         Hymny dawniej i dziś
·         Wykorzystanie hymnów (tu też omówiona została „Bogurodzica” i nasze „związki” z Krzyżakami)
·         Sprzymierzeńcy Polaków

W czasie zajęć powstały liczne ilustracje, z których najbardziej podobały mi się:
- „Wikingowie pomagają drużynie Mieszka I” (Protestant)
- „Anna Jagiellonka perłami wyszywa godło Polski” (Niunia)
- „Bitwa pod Grunwaldem” (Protestant)

Generalnie trudno powiedzieć, że to była lekcja historii, bo w międzyczasie była muzyka (hymny), matematyka (daty, usytuowanie ich na osi i podkreślenie wykorzystania rzymskich liczb, chociażby w imionach władców), plastyka (spontaniczne wykonywanie ilustracji), język polski (czytanie i podpisywanie ilustracji), informatyka (wyszukiwanie w Internecie potrzebnych informacji), a także aspekty religijne i moralne.

Protestant zadał ważne (otwierające dyskusję) pytanie, czy Polacy wygrali w bitwie z Krzyżakami, bo im Bóg pomagał? Była więc okazja do rozmów o kontrowersyjnym udziale Boga w wojennych przedsięwzięciach.
Niunia z kolei krytycznie oceniła już na samym początku poczynania Mieszka I: „ale on był okropny! Napadał na inne plemiona, a mógł z nimi po prostu porozmawiać!” J co racja, to racja!

Zajęcia wzór-konspekt J

A przy okazji polecam artykuł:

I filmik:

6 komentarzy:

  1. Witam :)
    Czytam sobie powoli i bardzo się waham czy aby dam radę... Podoba mi się pasja, fajne dzieciaki i nie wiem czy moje da radę... On 7 latek w pierwszej klasie, ja nauczycielka... Skażenie oświatą chyba jeszcze zbyt duże, ale do maja sporo czasu na decyzję. Będę czytać dalej :) Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda, skażony oświatą to u nas jest niemal każdy, chociażby przez swoje w niej wieloletnie uczestnictwo w roli ucznia. To jest trudne do przeskoczenia, ale są rzeczy, które pomagają. Polecam książkę Marzeny Żylińskiej "Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi", no i blog autorki: http://osswiata.pl/zylinska/ Takie treści nakręcają i odkręcają utarty, szkodliwy sposób myślenia o uczeniu się :) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki :) Jestem bliżej niż dalej domowego nauczania - po ostatnich akcjach w szkole, gdzie (teraz widzę dokładnie) każde dziecko ma być takie samo i biada nie chcieć malować...

    OdpowiedzUsuń
  4. Najgorsze jest to, że w szkole czasem dziecko nie może być nawet... dzieckiem i np. swobodnie się poruszać, kiedy tego potrzebuje... Ale są wyjątkowe szkoły. Miałam okazję posłuchać ludzi z gdańskiej chrześcijańskiej szkoły montessori http://www.montessori.gda.pl/ Gdyby taka była u nas w pobliżu (i gdyby nas było stać) chętnie byśmy skorzystali. Podstawowe atuty: dziecko idzie swoim rytmem, nie ma ocen (w starszych klasach dziecko nie zna ocen, mimo że muszą być one w dzienniku, rodzic też dostaje tylko ocenę opisową), nie ma prac domowych, dziecko samo decyduje kiedy i czego się uczy i dzieci chętnie to robią (poza przypadkami, kiedy dziecko przechodzi ze zwykłej szkoły - wtedy ma "odwyk" - odreagowuje i przez np. miesiąc niczego nie chce się uczyć, ale potem się włącza), kładzie się duży nacisk na samodyscyplinę, planowanie czasu, własną odpowiedzialność... Czyli są szkoły przyjazne dziecku...

    OdpowiedzUsuń
  5. Pracuję w szkole katolickiej (www.kspinowroclaw.pl) i do niej zabrałam Bartka, wcześniej tę szkołę skończyła moja córka (teraz 2 gim. - teraz mówi, ze nigdy by tam juz nie wróciła). Dopiero teraz widzę, że szkoła fajna ale dla dzieci tzw. normalnych. Bartek ma problemy z emocjami, jest silnym charakterem czyli dla szkoły jest po prostu niegrzeczny, niesympatyczny, butny i różne inne takie. Idąc do szkoły potrafił dużo więcej niż przeciętne dziecko w jego wieku. W tej chwili, żeby wykonać działanie matematyczne w zakresie 10 potrzebuje... palców (liczył w myślach bez problemu przed 1 września). Naciskanie na tzw. uspołecznienie zabija w moim dziecku wszystko inne. On się męczy, ja się męczę, szkoła się boi, że straci uczniów z 1 klasy dając mi do zrozumienia, że najlepiej Bartka zabrać gdzieś. Krótko mówiąc jest niefajnie. A mam inteligentnego brzdąca z zainteresowaniami wykraczającymi poza autka, który nie lubi rysować i malować i jest w stanie o tym głośno powiedzieć, jak i o paru innych sprawach. A nie powinien, bo przecież pani każe wiec dzieci muszą czy chcą czy nie... Szkoła z Gdańska nie jest mi obca. Brak ocen próbuję przeforsować w naszej szkole i odbijam się od muru totalnego niezrozumienia. Niby szkoła niepaństwowa, a głęboki wiek XIX ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Magda, właśnie tego obawiam się w tych "lepszych" szkołach, że ta poprawa warunków związana jest głównie z selekcją negatywną (wyeliminowaniem nie pasujących dzieciaków) i z jeszcze większą "tresurą".
    Co do oceniania, to na tym spotkaniu z przedstawicielami montessoriańskiej szkoły ten problem był najbardziej roztrząsany, bo wzbudza największe kontrowersje. Ale to dorośli nie mogą sobie wyobrazić życia bez ocen. Potrzebują dysponować narzędziem zniewalania dzieci. I nie bardzo rozumieją, że to szkodzi (osłabia motywację zamiast ją wzmacniać, pobudza rywalizację, uzależnia od zewnętrznej oceny...). Trzymam kciuki za Ciebie i Twojego synka :)

    OdpowiedzUsuń