środa, 10 czerwca 2015

Orle Pióro i indiańskie urodziny

Urodziny Protestanta były pod indiańskim szyldem.
Co prawda sam solenizant najchętniej zrobiłby w piłkarskim stylu, a może nawet w towarzystwie piłkarzy z Barcy, ale udało mi się delikatnie przekierować go na inne tematy J
Tata tym razem mocno się zaangażował i stworzył m.in. dwa dzieła:
1.       Pokaźnych rozmiarów tipi
2.       Indiańskie narty (dwie deski z przybitymi trzema parami starych butów)



Protestant został wodzem (przyjął imię Orle Pióro) – przed przyjściem gości zrobiliśmy mu strój (czyli nacięliśmy na dole spodenki, na gołej klacie i twarzy domalowaliśmy groźne indiańskie wzory, zrobiliśmy przepaskę z piórami).
Niunia dostała zaszczytną funkcję szamanki, została też poinformowana o roli szamanów, dzięki czemu pozyskaliśmy ją do współpracy przy całym przedsięwzięciu (po raz kolejny przekonuję się, że obłaskawienie rodzeństwa jest klucz

ową kwestią przy organizowaniu urodzin). Szamanka - Gradowa Chmura miała moją starą bluzkę, która po nacięciu dołu i rękawów oraz domalowaniu stosownych wzorów służyła jej za sukienkę, dostała też przepaskę z piórem (jako zasłużona dla plemienia).

Goście po przyjściu mogli też się przebrać (służył do tego stosik starych koszulek do swobodnego wykorzystania, łącznie z malowaniem i cięciem) i pomalować (farbami do twarzy – tu przestrzegam tych, którzy chcieliby powtórzyć to doświadczenie – odciśnięte ciała Indian odnajduję do dnia dzisiejszego w całym domu – to one ciągle odświeżają mi w pamięci świetną zabawę urodzinową ;) ). Potem każdy mógł wybrać sobie imię, które przyczepialiśmy na ubranie, żeby móc nim się posługiwać. Dla dorosłych, którzy nieopatrznie pozostali z dziećmi na indiańskim przyjęciu, też mieliśmy imiona, dosyć oryginalne: Druciane Majtki, Kamera Wideo, Pierdzący Byk, Śmierdząca Skarpeta…

Żeby dostać się do plemienia wszyscy musieli przejść próby:

1.       Skradania się
2.       Wysłuchiwania skradających się
3.       Bieg z wodą w ustach dookoła domu
4.       Przedostawanie się przez pajęczynę (nitka między „nogami” huśtawki przewleczona na różne sposoby)
5.       Strzał do tarczy (kupiliśmy łuk i strzały z przyssawkami, a tarczę zrobiłam w antyramie, więc można było spokojnie i bezpiecznie strzelać)
6.       Próba współpracy w nartach indiańskich (trzy osoby wchodzą w buty przymocowane do desek i próbują iść, zakręcać itp.)
7.       Polowanie na bizony (balony przymocowane do kostek – każdy próbuje zniszczyć bizony innych), a potem zbieranie „mięsa bizonów” ;)
8.       Robienie instrumentów z materiałów przeznaczonych do recyklingu (to dla wytrwałych)
9.       Robienie totemu.

Imprezę urodzinową częściowo powtórzyliśmy, kiedy przyjechali do nas Iskierka i Urwis, którzy  nie mogli być na samych urodzinach. Dodaliśmy wtedy do zabaw jeszcze legendę indiańską, taniec indiański (oglądanie filmików i wymyślanie własnego tańca), robienie indiańskiej potrawy, trochę historii dotyczących Indian.

Indiańskie klimaty zdecydowanie polecam, choć… był taki moment, że miałam wątpliwości, szczególnie wtedy, kiedy w indiańskim towarzystwie obudziły się jakieś waleczne instynkty i spontanicznie zaczęto organizować napady na tipi czy walki z bladymi twarzami. Te odgłosy… na pewno blady strach padł na blade twarze zamieszkujące okoliczne wioski ;)

Ale solenizant był zachwycony. I to jest najważniejsze J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz