Urodziny Protestanta były pod indiańskim szyldem.
Co prawda sam solenizant najchętniej zrobiłby w piłkarskim
stylu, a może nawet w towarzystwie piłkarzy z Barcy, ale udało mi się
delikatnie przekierować go na inne tematy J
Tata tym razem mocno się zaangażował i stworzył m.in. dwa
dzieła:
1.
Pokaźnych rozmiarów tipi
2.
Indiańskie narty (dwie deski z przybitymi trzema
parami starych butów)
Protestant został wodzem (przyjął imię Orle Pióro) – przed przyjściem gości
zrobiliśmy mu strój (czyli nacięliśmy na dole spodenki, na gołej klacie i
twarzy domalowaliśmy groźne indiańskie wzory, zrobiliśmy przepaskę z piórami).
Niunia dostała zaszczytną funkcję szamanki, została też
poinformowana o roli szamanów, dzięki czemu pozyskaliśmy ją do współpracy przy
całym przedsięwzięciu (po raz kolejny przekonuję się, że obłaskawienie
rodzeństwa jest klucz
Goście po przyjściu mogli też się przebrać (służył do tego
stosik starych koszulek do swobodnego wykorzystania, łącznie z malowaniem i
cięciem) i pomalować (farbami do twarzy – tu przestrzegam tych, którzy chcieliby
powtórzyć to doświadczenie – odciśnięte ciała Indian odnajduję do dnia
dzisiejszego w całym domu – to one ciągle odświeżają mi w pamięci świetną
zabawę urodzinową ;) ). Potem każdy mógł wybrać sobie imię, które
przyczepialiśmy na ubranie, żeby móc nim się posługiwać. Dla dorosłych, którzy
nieopatrznie pozostali z dziećmi na indiańskim przyjęciu, też mieliśmy imiona,
dosyć oryginalne: Druciane Majtki, Kamera Wideo, Pierdzący Byk, Śmierdząca
Skarpeta…
Żeby dostać się do plemienia wszyscy musieli przejść próby:
1.
Skradania się
2.
Wysłuchiwania skradających się
3.
Bieg z wodą w ustach dookoła domu
4.
Przedostawanie się przez pajęczynę (nitka między
„nogami” huśtawki przewleczona na różne sposoby)
5.
Strzał do tarczy (kupiliśmy łuk i strzały z
przyssawkami, a tarczę zrobiłam w antyramie, więc można było spokojnie i
bezpiecznie strzelać)
6.
Próba współpracy w nartach indiańskich (trzy
osoby wchodzą w buty przymocowane do desek i próbują iść, zakręcać itp.)
7.
Polowanie na bizony (balony przymocowane do
kostek – każdy próbuje zniszczyć bizony innych), a potem zbieranie „mięsa
bizonów” ;)
8.
Robienie instrumentów z materiałów
przeznaczonych do recyklingu (to dla wytrwałych)
9.
Robienie totemu.
Imprezę urodzinową częściowo powtórzyliśmy, kiedy
przyjechali do nas Iskierka i Urwis, którzy
nie mogli być na samych urodzinach. Dodaliśmy wtedy do zabaw jeszcze
legendę indiańską, taniec indiański (oglądanie filmików i wymyślanie własnego
tańca), robienie indiańskiej potrawy, trochę historii dotyczących Indian.
Indiańskie klimaty zdecydowanie polecam, choć… był taki
moment, że miałam wątpliwości, szczególnie wtedy, kiedy w indiańskim towarzystwie
obudziły się jakieś waleczne instynkty i spontanicznie zaczęto organizować
napady na tipi czy walki z bladymi twarzami. Te odgłosy… na pewno blady strach
padł na blade twarze zamieszkujące okoliczne wioski ;)
Ale solenizant był zachwycony. I to jest
najważniejsze J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz