W nasze życie wkradła się nudna przewidywalność. Przerywana
na szczęście dzieciaków pomysłami. Ostatnio Protestant – jak dosyć często
zresztą – wcielał się w dzidziusia. Tu ciekawostka: generalnie Protestant
wstydzi się dzidziusiowania, ale okazało się, że bez oporów ujawnia się z tym
przy innych Kosmitach! Zwykle nie zamierza upubliczniać posiadania własnej butelki
na mleko, ale jakimś swoim radarem wyczuwa Kosmitów i przy nich z butelką wręcz
demonstracyjnie się obnosi.
W matkowaniu tego dnia wyręczała mnie Niunia. Siedzimy
więc sobie przy stole, a tu Maluszek zadaje zaskakujące pytanie:
- Co to jest seks?
- ??? – Niunia milczy zbita z tropu.
- No odpowiedz swojemu dziecku – zachęcam.
- Ale patrzy się na ciebie – odbija piłeczkę.
- Ale zadał pytanie tobie – mówię i czekam
zaciekawiona.
- Co to jest seks? Co to jest seks? Co to jest
seks? – Protestant dzielnie wciela się w upierdliwego bachora ;)
- Nie powiem – ucina Niunia.
- No to powiedz przynajmniej, skąd się biorą dzieci
– podpuszczam dalej.
- Skąd się biorą dzieci? Skąd się biorą dzieci? –
Protestant na nowo podejmuje wcześniej przyjętą rolę.
Niunia wystrzela z cudowną historyjką:
- Wiesz, przylatuje bocian z taką chustą na
dziobie, a tam…
- Cooo? – wyrywa się zszokowanej „babci”
Protestanta.
- A co mam mówić takiemu maluszkowi? – teatralnie
szepcze Niunia.
- Co to jest seks? Co to jest seks? Co to jest
seks? – to znowu skandowane upierdliwo-dociekliwego dzieciaka.
- Nie wiem – ucina Niunia.
Pytam więc:
- To skąd masz dziecko?
- Adoptowałam, tak jak ty J
Proste i sprytne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz