Niestety złote myśli mogę usłyszeć coraz rzadziej, bo dzieci coraz bardziej świadome i kontrolujące języki. Ale perełki się zdarzają. To te z ostatnich kilku miesięcy (z nostalgią wspominam czasy ich wieku przedszkolnego, kiedy sentencje warte odnotowania pojawiały się w takich ilościach niemal każdego dnia...):
Mówię do Niuni:
- Bardzo byś mi
pomogła, gdybyś zaniosła te rzeczy na górę.
I słyszę:
- Och, mamo, ty to
umiesz głosem robić oczka kota ze Shreka.
Protestant zniesmaczony postępowaniem siostry: Niunia jest goło czasem słowna.
Protestant ustalając zasady zabawy w rodzinę upewnia się: mamo, a prawda, że ty Franusia urodziłaś
własnoręcznie?
Protestant, burząc chwilowo swój protestancki
wizerunek: mamo, nie musisz mi dziękować,
zawsze do usług.
Protestant niezwykle dojrzale: martwi mnie, bo mam układ nerwowy i się tak złoszczę (oczywiście
był to punkt wyjścia do edukacji emocjonalnej J).
Protestant: Już mam
dość sam spać! Chcę mieć kobietę! Mądrą i piękną. Nazwę ją… Edyta.
Niunia wspaniałomyślnie o tacie: Nasz tata nigdy by nic nie ukradł. Chyba że miałby powód… żeby nas
odzyskać J
Niunia wspaniałomyślnie o mamie: Jakby nie było żadnych bogów, to ty byś była moją władczynią J
Ciocia na krótką chwilę wylądowała na oddziale patologii
ciąży. Niunia nie omieszkała innych informować, że ciocia jest na „pedagogii ciążońskiej”.
Cudne te powiedzonka. A Protestant to wymiata :D Uśmiałam się do łez... co by nie było, znasz już imię synowej :D
OdpowiedzUsuńNo tak :D Jakoś nie popatrzyłam na to w tych kategoriach ;)
OdpowiedzUsuń