Kilka dni temu Niunia wykazała się jakąś meta-refleksją:
- Mamo, czy ja się za dużo buntuję?
- Eeee, każde dziecko się buntuje.
- Ale ja za dużo, za codziennie…
J
Generalnie Niunia ma duże trudności przy rozstaniach, a
takich w ostatnim czasie się namnożyło i czeka nas jeszcze kilka (krótkich –
dwudniowych, ale jednak chyba zbyt obciążających szczególnie córeczkę, która
przed rozstaniem niezmiennie pyta mnie, czy na pewno o niej nigdy nie zapomnę).
Po ostatnim moim powrocie Niunia miała naprzemiennie
występujące fazy: „kocham cię” i „nienawidzę cię – wypier…” (co prawda nie
używała tego typu wyrażeń, ale tylko to słowo oddaje siłę przekazu zachowania
;)).
Druga faza ponadto miała różne stopnie nasilenia, od
prostego „nie kochasz mnie”, poprzez bardziej zaawansowane: „nie jesteś moją
mamą”, po najtrudniejsze: „chcę umarnąć, wezmę nóż i się zabiję”.
Dodatkowo postanowiła mnie „podzielić” na mamę dobrą i złą.
Złą, która wyjeżdża (porzuca i oczywiście nie kocha) i dobrą, która jest w domu (kocha, nie
opuszcza). Wyglądało to mniej więcej tak:
- Ooo! Jesteś! – jak przyszłam ją wieczorem poprzytulać –
Nie ma już tej złej mamy. Ty jesteś nowa mama. Jesteś ze mną, nie wyjeżdżasz,
nie zostawiasz mnie. Kocham cię.
Nie zgadzałam się na to, tłumaczyłam, że ciągle jestem jedną
i tą samą mamą, która wyjeżdża, ale wraca i ciągle kocha.
Jazdy się przedłużają, bo niestety istnieje perspektywa
kolejnych rozstań L
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz