piątek, 26 lipca 2013

Kolejne śródlądowanie i… „dziecięcy rozwód”

Tym razem po „nocowance” z ciocią i wujkiem oraz z całkiem pokaźnym pakietem innych dzieciaków. Generalnie był to przyjemny pobyt, bo młodzi mieli wiele swobody, a jednocześnie sporo atrakcji.
Powrót do domu to – jak zawsze – „twarde lądowanie”: płacze, pretensje, rywalizowanie o uwagę rodziców… Czasem trudno to przetrwać, ale wychodzę z założenia, że zupełne bycie w tym czasie dla dzieciaków (robienie im kąpieli w pianie, jakiejś pysznej kolacji, wysłuchiwanie najbardziej absurdalnych żalów) COŚ w nich buduje.


Kiedy już po różnych bitwach, zamieszkach i strajkach wylądowaliśmy na materacach młodych obok naszego łóżka okazało się, że Niunia przeżyła jakiś kryzys związany z tatą. W tajemnicy wyznała mi, że chce „wziąć dziecięcy rozwód ze swoim prawdziwym tatą”. Słowo „prawdziwy” ucieszyło mnie, ale „rozwód” nie zabrzmiał zachęcająco. Po negocjacjach zgodziła się powiedzieć to tacie. Na szczęście powód okazał się – z naszej perspektywy – bzdetem, tata przeprosił, ukorzył się, poprosił o przebaczenie, obiecał poprawę... 
I zagrożenie rozwodem zostało zażegnane, ufff J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz