czwartek, 1 sierpnia 2013

Nocne poszukiwanie skarbów

Nasze dzieci nie mają z nami lekko ;)
Zerwaliśmy je w nocy na równe nogi, żeby przepędzić po osiedlu i jeszcze dalej po różnych ciemnych chaszczach w poszukiwaniu skarbów J (tata bohatersko wcześniej objechał trasę zostawiając ślady w postaci liścików, batoników, prezencików, strzałek…).

Pobudka zaczęła się przewidywalnym rykiem Protestanta, który został łagodnie acz stanowczo spionizowany, ubrany i wystawiony za drzwi.
Niunia, jak prawdziwy poszukiwacz skarbów, od razu stanęła na wysokości zadania.

Młodzi w domu dostali latarki na głowy, kompasy i pierwszy list z poleceniem poszukania głazu przy najbliższej piekarni. Od tego momentu byli już ożywieni i podekscytowani. Z zapałem szukali wyznaczonych dróg. Momentami szliśmy ciemnymi ścieżkami – wtedy młodzież chętnie się do nas kleiła, a Niunia, jak to Niunia, analizowała swoje uczucia pięknie określając, kiedy się boi bardziej, a kiedy mniej.

Dzieciaki, po pierwszych spacyfikowanych przez nas próbach rywalizacji, świetnie ze sobą współpracowały. Niunia oddawała Protestantowi do przeczytania liściki pisane drukowanymi literami, Protestant oddawał te z pisanymi literami. Pod koniec trasy oboje podkreślali, że najważniejsza jest współpraca.

Ostateczny skarb mogli odkryć, jak – oczywiście kooperując – rozszyfrowali wiadomość rozwiązując zadania matematyczne (ech, nie mogłam się powstrzymać).
Głównym skarbem były słodycze i świetliki, które można wystrzelić gumką do góry. Protestant miał niezłą zabawę łapiąc puszczanego przez tatę świetlika, Niunia ambitnie sama puszczała swojego.

Całe wydarzenie – choć generalnie udane – jak klamrą spinał wrzask Młodych. Rozpoczął go krzyk Protestanta, że on nigdzie w nocy nie pójdzie, a zakończył płacz Niuni nad poobijanymi gumką palcami. 


Ale i Niunia, i Protestant dopytują się, kiedy następne poszukiwanie skarbów Niedługo, niedługo... 

1 komentarz:

  1. ;-) no, to się nazywa przygoda! musimy coś takie naszym chłopcom zorganizować ;-)

    OdpowiedzUsuń