Przez nasz dom przetaczają się nadal regularne fale
protestów, ale jakby w nowych odsłonach. Protestant nadal dosyć często realizuje
je w formie wrzaskliwej rzucawki ścienno-podłogowej, ale tym razem głównie z powodu… niechęci
wyjścia z domu. Naszemu synkowi tak bardzo pasuje posiadanie pokoju, własnego podwórka i nowej przestrzeni życiowej, że z wielkim bólem, który głośnym echem
odbija się od innych domostw, opuszcza miejsce zamieszkania.
Ale ostatnio dają się zauważyć też intelektualne
realizacje jego osobistego „ruchu oporu”.
Informacja wprowadzająca: synek preferuje dodawanie
i mnożenie, a na odejmowanie reaguje, jakby chodziło o ujmowanie mu
wnętrzności. Dziś jednak zachęcałam go, żeby podjął temat na co usłyszałam
kazanie:
„Mamo, to nie jest fajne, jak męczysz dzieci. Jesteś
jakaś naukowa mama. Mnie ta twoja nauka nie interesuje! Baw się swoją nauką
sama, do woli!”.
No cóż, do dosyć skromnego na razie wachlarza zawodów,
w których wyobrażałam sobie Protestanta (sezonowy bębniarz na starym mieście,
wynalazca-z-lenistwa, rolnik – to ostatnio), dopisuję: polityk J
mój Mikołaj spytał, czy nie mogłabym iść do szkoły uczyć innych dzieci. Ja na to urażona: "to co, ty chciałbyś się uczyć z inną panią?" A on mi odpowiada: "nieee, ja zostałbym w domu i miał urlop" :-)
OdpowiedzUsuń:D dobre! perspektywa urlopów w tym wieku ;)
OdpowiedzUsuń