Powoli wyłaniamy się z wielkiego przeprowadzkowego
chaosu. Znad kartonów widać już więcej niż czubki naszych nosów. I mamy rodzinę
w nowej scenerii, w nowej odsłonie i z nowymi rolami J
Najciekawsze w ostatnim czasie były role dzieci:
Nieszczęśliwa Niunia i Podekscytowany Protestant.
Nieszczęśliwa
Niunia przez dobrych kilka dni chodziła markotna, płaczliwa i wybuchowa, bo
tęskniła za starymi śmieciami. Część jej osóbki została strasznie zraniona tym,
co się wydarzyło. Niunia twierdziła, że ona bardziej pasowała do tamtego
miejsca i miała pretensje, że nie mogliśmy go „napompować”, żeby nie trzeba
było się przeprowadzać w celu zwiększenia przestrzeni życiowej. W końcu w jej
bólu zaczęła prześwitywać radość i ostatecznie któregoś pięknego dnia
oświadczyła, że kocha nowy dom. Wówczas rozległo się wielkie UFFF w wykonaniu
rodziców J
Podekscytowany
Protestant zaskoczył nas najbardziej. Pierwszy raz w swoim malkontenckim
życiu ;) był w tak wielkiej euforii przez tak długi czas (właściwie można
powiedzieć, że euforia trwa nadal – i każdego dnia zaskakuje, bo trudno się
przestawić na „nową osobowość” dziecka). Przez pierwsze dni Protestant chodził
i podśpiewywał, i co jakiś czas wyrywało mu się: „jaki mam fajny pokój”, „jaki
mamy piękny dom”, „jakie super podwórko”. Nawet zaczął planować zapraszanie
gości, co wcześniej się nie zdarzało.
Druga sprawa: w Protestancie obudziła się dusza
rolnika! Uparł się, żeby od razu kupić mu grabie. Z racji mnóstwa innych
wydatków i niedostrzegania pilności w tej potrzebie przy innych wielkich
zakupach, nie zgadzaliśmy się. Wówczas Protestant… kupił nie tylko grabie, ale
też łopatę… za swoje pieniądze. Tu nas zszokował, bo do tej pory oszczędzał i
zarabiał na autobus z Playmobile (którego, jako wyrodni rodzice nie chcieliśmy
mu po prostu kupić :P). Miał już sporo odłożonej gotówki (na koncie u
rodziców), był tak blisko celu, że nawet już mu ten autobus w tajemnicy kupiliśmy.
A tu Protestant oświadcza, że inwestuje w sprzęt rolniczy, a o autobus poprosi
listownie Mikołaja J
Sprawa bycia rolnikiem jest bardzo poważnie traktowana, bo nasz synek robi
wywiady dotyczące hodowania warzyw. Oby miał w tym sukcesy J
chyba jesteśmy w podobnej sytuacji życiowej :-)
OdpowiedzUsuńP.S. największym dylematem moich chłopców ostatnio, było: czy kot wystarczy, żeby odpędzić lisa, czy musi być pies?
U nas też sprawa psa jest rozpatrywana. Głównie przez dzieci, bo my - z dłuższym stażem życiowym ;) - za bardzo się nie garniemy do tego pomysłu. I wykręcamy się właśnie kotem, co to miałby problemy z ewentualnym psem :P
OdpowiedzUsuń