piątek, 29 listopada 2013

:) i :(

Niunia przeprowadziła zajęcia o zwierzętach żyjących w morzach i oceanach. Zaskoczyła mnie tym, ile zapamiętała i ile była w stanie opowiedzieć. Potem każdy robił „suche akwarium” ze słoiczka, w którym umieszczaliśmy narysowane osobiście rybki przyczepione nitką do kartonowego wieczka. Na dno wrzucaliśmy kamyki, muszelki i inne cudeńka z prawdziwego morza kiedyś przywiezione.


Generalnie Niunia swoje zajęcia przeprowadzała w ekstremalnych okolicznościach, bo akurat Protestant miał zły dzień. Najpierw odmówił uczestnictwa w zajęciach (co mnie nawet ucieszyło, bo jego nieobecność była gwarancją spokoju), potem stoczył się ze schodów owinięty w pomarańczowy koc i oświadczył, że jest marchewką, a następnie wcielał w życie pomysły rodem z podręcznika „1000 strategii wytrącania innych z równowagi”. Zdążył zrealizować: wycie, wrzeszczenie, histeryczny śmiech i inne podnoszące ciśnienie odgłosy, włażenie pod stół, na stół, na plecy, namolne wciskanie się na kolana, walanie się po podłodze, rozwalanie różnych przedmiotów… Przystopował tylko na czas przedstawiania życia na wsi. Ale jakoś to nie zmyło mojego ogólnego (tragicznego) odbioru całej tej sytuacji. 

2 komentarze:

  1. Najważniejsze,że Protestant nie stracił poczucia humoru - staczając się ze schodów w pomarańczowym kocu jako marchewka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z marchewki to był wręcz dumny! Może to był element ściśle przemyślany w związku z podejmowaniem tematu wsi? Wieś -> warzywniak -> marchew :) Chyba go nie doceniam :P

    OdpowiedzUsuń