Protestant ostatnio też przeprowadził fragment
zajęć. Zaskoczył mnie przynajmniej trzykrotnie:
- najpierw przygotowując się (choć momentami ja i Niunia byłyśmy bardziej zaangażowane, jednak trzeba mu przyznać, że dzielnie trwał przy nas na posterunku, ani razu nie wybiegł tupiąc i trzaskając drzwiami, co naprawdę doceniam)
- potem… ćwicząc cztery razy „na sucho”
- następnie przeprowadzając zajęcia i rządząc się, jak rasowy belfer ;)
Protestant przygotował zajęcia o znakach drogowych.
W pierwszych słowach wyjaśnił, po co w ogóle są znaki
(tu musiałam nieco hamować jego wybujałą fantazję, która nakazywała mu okraszać
wypowiedź bogatymi opisami wypadków drogowych).
Kolejny element zajęć polegał na przedstawieniu
wybranych znaków (które Niunia razem ze mną dzielnie rysowała, a właściwie to
ja jej trochę pomagałam, bo talentem plastycznym córa mnie bezwstydnie przerasta
o głowę lub dwie).
Następnie Protestant dawał każdemu wylosować znak,
który należało pokolorować. W tym momencie synek przeistoczył się w
najprawdziwszego nauczyciela, który: 1. mówi głosem pewnym i wszechwiedzącym,
2. nie cierpi sprzeciwów, 2. doskonale wie, czego inni mają się nauczyć itd. J
Ostatnie zadanie, to zabawa ruchowa (wymyślona
przez Niunię): dzieci sobie biegały z „kierownicami”, Protestant pokazywał
znak, na który trzeba było zareagować (np. skręcić w prawo, zatrzymać się lub
jechać szybciej/wolniej), czyli ogólne szaleństwo J
Tego dnia Protestant zapragnął częściej przekazywać
wiedzę innym. Dziś zgłębiał tajniki wiejskiej zagrody i taki oto temat będzie
realizował na kolejnych zajęciach J
Niunia zaś studiuje zawartość głębin mórz i oceanów:
czyta, opowiada i planuje dodatkowe zadania z tym związane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz