piątek, 22 listopada 2013

Protestanckie belfrowanie

Protestant ostatnio też przeprowadził fragment zajęć. Zaskoczył mnie przynajmniej trzykrotnie:
  1. najpierw przygotowując się (choć momentami ja i Niunia byłyśmy bardziej zaangażowane, jednak trzeba mu przyznać, że dzielnie trwał przy nas na posterunku, ani razu nie wybiegł tupiąc i trzaskając drzwiami, co naprawdę doceniam)
  2. potem… ćwicząc cztery razy „na sucho”
  3. następnie przeprowadzając zajęcia i rządząc się, jak rasowy belfer ;)

Protestant przygotował zajęcia o znakach drogowych.
W pierwszych słowach wyjaśnił, po co w ogóle są znaki (tu musiałam nieco hamować jego wybujałą fantazję, która nakazywała mu okraszać wypowiedź bogatymi opisami wypadków drogowych).
Kolejny element zajęć polegał na przedstawieniu wybranych znaków (które Niunia razem ze mną dzielnie rysowała, a właściwie to ja jej trochę pomagałam, bo talentem plastycznym córa mnie bezwstydnie przerasta o głowę lub dwie).
Następnie Protestant dawał każdemu wylosować znak, który należało pokolorować. W tym momencie synek przeistoczył się w najprawdziwszego nauczyciela, który: 1. mówi głosem pewnym i wszechwiedzącym, 2. nie cierpi sprzeciwów, 2. doskonale wie, czego inni mają się nauczyć itd. J
Ostatnie zadanie, to zabawa ruchowa (wymyślona przez Niunię): dzieci sobie biegały z „kierownicami”, Protestant pokazywał znak, na który trzeba było zareagować (np. skręcić w prawo, zatrzymać się lub jechać szybciej/wolniej), czyli ogólne szaleństwo J

Tego dnia Protestant zapragnął częściej przekazywać wiedzę innym. Dziś zgłębiał tajniki wiejskiej zagrody i taki oto temat będzie realizował na kolejnych zajęciach J

Niunia zaś studiuje zawartość głębin mórz i oceanów: czyta, opowiada i planuje dodatkowe zadania z tym związane. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz