środa, 5 czerwca 2013

Afrykański dzień

Któreś z dzieciaków rzuciło pomysł dotyczący poznawania Afryki. Poszłam za tym.

Szybko wspólnymi siłami namierzyli domowe książki, w których jest coś o Afryce (zdziwiłam się, że aż tyle tego mamy ;)), przytaszczyli wszystko łącznie z wierszem „Bambo” Tuwima.

Potem przynieśli globusy i zaczęła się praca. Protestant miał namierzyć Afrykę, przeczytać i napisać, z jakimi oceanami ona się styka. Niunia miała zapoznać się z państwami, a potem poszukać konkretnych, wyznaczonych przeze mnie państw i określić, w jakiej części Afryki się znajdują (tu nastąpiło spięcie, bo Niunia wątpiła w swoje możliwości, ale ostatecznie – korzystając ze ściągi z głównymi kierunkami – wykonała swoją pracę perfekcyjnie posługując się np. terminami „północny wschód”).

Kolejne zadanie, to wymiana informacji. Protestant podał tę o oceanach (Niunia określiła też inne wody okalające Afrykę z różnych stron), Niunia wyłożyła bratu, jak określa się, w której części leży dany kraj (Protestant przyjął to nadzwyczaj lekko, więc nie sądzę, żeby coś przyswoił ;) ale Niunia czuła się zrealizowana).

Roztrząsaliśmy też kwestię niewolnictwa (Niunia chciała koniecznie wiedzieć, czy poczynania Europejczyków wobec Afrykanów/Afrykańczyków(?) były gorsze niż hitlerowskich Niemiec wobec Polaków – ostatecznie to niezwykle dojrzałe pytanie pozostało bez odpowiedzi).

Nie zabrakło też rysunków – Protestant i Niunia zgodnie uznali Saharę za najbardziej malownicze zjawisko. Niunia na zakończenie rozwiązała jeszcze przygotowaną przeze mnie naprędce krzyżówkę (jęcząc nieco, bo już była zmęczona, ale poradziła sobie).

No i powstały też plany wyjazdu do Afryki… kto wie, może je kiedyś zrealizujemy J


Najfajniejsze było to, że nie byłam żadnym ekspertem (bo cóż ja wiem o Afryce?). Dzieciaki same szukały informacji, ja im pomagałam. I sama też się wiele dowiedziałam J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz