W formie rodzinnej legendy krąży protestantowa
instrukcja mycia rąk:
- Umyłeś ręce?
- Tak.
- Naprawdę?
- No, puściłem wodę i jej dotknąłem.
Mycie rąk przez synka to prawdziwy rodzinny dramat.
Zwykłe przypomnienie o tej czynności kończyło się reakcją na kontinuum buczenie
– walanie się po podłodze. Taka domowa norma J
…
Ale odmieniło się to (ze zbyt dużą lekkością i zbyt
wielkim optymizmem używam czasu przeszłego, ale co mi tam ;)).
Ostatnio namiętnie grywamy w „Było sobie życie”
(gra planszowa oparta na filmie rysunkowym o tym tytule). W dużym uproszczeniu polega
to na zbieraniu globinek, lekarstw, leukocytów i wymienianiu ich na najbardziej
pożądane HEMO. Oczywiście żetony można też tracić.
Najpierw w żartach wprowadziłam powiedzonka typu
„nie umyłeś rąk, tracisz globinkę”, „umyłeś z mydłem dostajesz dwa leukocyty”.
Ale w końcu postanowiłam naprawdę wprowadzić w protestantowe życie te same
żetony, które są w grze.
Cztery globinki (każda za umycie rąk z mydłem) Protestant
możne wymienić nie na HEMO, ale na ulubiony napój, czyli mleko z miodem w
butelce J
Mały nałogowiec na to się zgodził. Wiem, że to ryzykowny pomysł na polepszenie
higieny synka, który często ma zrywy typu „wszystko albo nic” (objawiające się
krzykami typu: „możesz sobie zabrać wszystkie żetony!”, „już nigdy nie będę
chciał mleczka!”), dlatego pierwsze dni poświęciłam na udowodnienie mu jego własnej
skuteczności (dyskretne przypominanie o umyciu rąk, pomijanie nieumycia, które
powinno skutkować zabraniem globinki, dawanie niespodziewanych bonusów, np. leukocyt
za zadbanie o kota czy spacer, tolerowanie zrywów w stylu: „pogłaskałem kota –
muszę umyć ręce”, kiedy brakowało mu globinki do nagrody…).
I tak oto zużycie wody i mydła w naszym domu drastycznie wzrosło. Koniec z oszczędnościami! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz