poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Incydent z happy endem

Wyjechaliśmy na kilka dni do znajomych, którzy też wychowują adoptusię, na dodatek w wieku Niuni, więc dziewczyny miały, co robić, o czym gadać, czym się bawić… Adoptusia – Wiki, to FAS-olka w bardzo klasycznym i niemal czystym wydaniu. Nie jej wina, że przed urodzeniem pojona była regularnie trunkami wysokoprocentowymi, a teraz zachowania i panowanie nad sobą ma w rozsypce. No i przydarzył się incydent. Było bardzo późne popołudnie. Dziewczyny mogły wyjść przed dom, żeby w ślepej, zupełnie nieruchliwej, więc bezpiecznej uliczce pojeździć na rolkach i hulajnodze. Po pół godzinie wyszłyśmy, żeby zabrać je na spacer, ale ich… nie zastałyśmy.

Na początku spokojnie przemierzyłyśmy pobliskie osiedla. Kątem oka zarejestrowałam, ile tam zaułków, zarośli, ludzi (podejrzanych oczywiście ;)) i jak niedaleko jest droga, którą tak w góry, jak i nad morze – może nie szybko, ale spokojnie – dotrzeć można. Druga runda po okolicy nie była już taka spokojna, tym bardziej, że w międzyczasie zapaliły się latarnie wiadomo co zapowiadając. Obie zaczęłyśmy nerwowo zastanawiać się, co robić (a oczyma wyobraźni widziałyśmy już nagłówki gazet: „Matki adopcyjne zgubiły dzieci” i komentarze pod internetowymi newsami: „płacą takim, a nawet zająć się dzieckiem nie potrafią…”, bo przecież ludzie WIEDZĄ, że dzieci przyjmuje się do rodziny dla pieniędzy ;)).

Na szczęście na horyzoncie pojawiły się dwie szczebioczące, radosne dziewczynki o twarzach nie skażonych żadną refleksją…
To ostatnie skłoniło nas do niezbyt etycznego postępku. Poważnie poinformowałyśmy je, że policja została zawiadomiona o ich zaginięciu. Generalnie jestem przeciwniczką ściemniania, ale niefrasobliwość Wikusi, która udzieliła się też Niuni była porażająca. Trzeba było zabrnąć nieco dalej. Zadzwoniłam do znajomego z prośbą, żeby „po policyjnemu” pogadał z nimi przez telefon. Porozmawiał. Wiki się chyba zbytnio nie przejęła, bo ona generalnie niczego się nie boi. Z Niunią musiałam temat przerobić jeszcze raz po powrocie do domu, bez wzorca wytyczanego przez Wiki. Postawiłam na emocje: moje przerażenie, strach o nią, radość spotkania, wstyd przed „policją”. Ostatecznie Niunia też stwierdziła, że się wstydzi tego, co się wydarzyło.

Taki drobny wakacyjny incydent. Na szczęście z happy endem… i refleksją, jak czasem niedużo trzeba…

Na miłe zakończenie piosenka polecona przez „policjanta” J
http://www.youtube.com/watch?v=CXgoJ0f5EsQ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz