Wyjechaliśmy na kilka dni do znajomych, którzy też
wychowują adoptusię, na dodatek w wieku Niuni, więc dziewczyny miały, co robić,
o czym gadać, czym się bawić… Adoptusia – Wiki, to FAS-olka w bardzo klasycznym
i niemal czystym wydaniu. Nie jej wina, że przed urodzeniem pojona była
regularnie trunkami wysokoprocentowymi, a teraz zachowania i panowanie nad sobą
ma w rozsypce. No i przydarzył się incydent. Było bardzo późne popołudnie.
Dziewczyny mogły wyjść przed dom, żeby w ślepej, zupełnie nieruchliwej, więc
bezpiecznej uliczce pojeździć na rolkach i hulajnodze. Po pół godzinie
wyszłyśmy, żeby zabrać je na spacer, ale ich… nie zastałyśmy.
Na początku spokojnie przemierzyłyśmy pobliskie
osiedla. Kątem oka zarejestrowałam, ile tam zaułków, zarośli, ludzi (podejrzanych
oczywiście ;)) i jak niedaleko jest droga, którą tak w góry, jak i nad morze – może
nie szybko, ale spokojnie – dotrzeć można. Druga runda po okolicy nie była już
taka spokojna, tym bardziej, że w międzyczasie zapaliły się latarnie wiadomo co
zapowiadając. Obie zaczęłyśmy nerwowo zastanawiać się, co robić (a oczyma
wyobraźni widziałyśmy już nagłówki gazet: „Matki adopcyjne zgubiły dzieci” i
komentarze pod internetowymi newsami: „płacą takim, a nawet zająć się dzieckiem
nie potrafią…”, bo przecież ludzie WIEDZĄ, że dzieci przyjmuje się do rodziny
dla pieniędzy ;)).
Na szczęście na horyzoncie pojawiły się dwie
szczebioczące, radosne dziewczynki o twarzach nie skażonych żadną refleksją…
To ostatnie skłoniło nas do niezbyt etycznego
postępku. Poważnie poinformowałyśmy je, że policja została zawiadomiona o ich
zaginięciu. Generalnie jestem przeciwniczką ściemniania, ale niefrasobliwość
Wikusi, która udzieliła się też Niuni była porażająca. Trzeba było zabrnąć
nieco dalej. Zadzwoniłam do znajomego z prośbą, żeby „po policyjnemu” pogadał z
nimi przez telefon. Porozmawiał. Wiki się chyba zbytnio nie przejęła, bo ona
generalnie niczego się nie boi. Z Niunią musiałam temat przerobić jeszcze raz
po powrocie do domu, bez wzorca wytyczanego przez Wiki. Postawiłam na emocje:
moje przerażenie, strach o nią, radość spotkania, wstyd przed „policją”. Ostatecznie
Niunia też stwierdziła, że się wstydzi tego, co się wydarzyło.
Taki drobny wakacyjny incydent. Na szczęście z
happy endem… i refleksją, jak czasem niedużo trzeba…
Na miłe zakończenie piosenka polecona przez „policjanta”
J
http://www.youtube.com/watch?v=CXgoJ0f5EsQ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz