Tym razem okoliczności poważniejsze:
- dłuższa trasa
- nieprzeniknione ciemności (wieś, las i brak łuny
miejskiej)
- towarzystwo krwiopijczych stworzeń latających i
pełzających
- znajome osiedle i pobliskie chaszcze wymienione
na nieznany (dzieciom) las
- wycie psów wzmacniające poczucie powagi sytuacji
i grozy ;)
Tym razem nawet Protestant był od pierwszych chwil
zachwycony. W lesie bywały chwile horroro-podobne, ale wówczas rodzice stawali
na wysokości zadania J
Nasz syn był do tego stopnia szczęśliwy, że nawet zdarzyło mu się wyznać, że
nas kocha. Co prawda rzucił się w ramiona ojcu, ale zdążyłam usłyszeć to „kocham
WAS” i też odebrać należną mi radość J
W czasie wędrówki było mnóstwo czasu na opowiadanie
dzieciakom o przyrodzie i gwiazdach. Niunia przy okazji coraz lepiej operowała
kompasem.
Był też czas na odpoczynek i skonsumowanie znalezionych w krzakach posiłków regeneracyjnych ;)
Był też czas na odpoczynek i skonsumowanie znalezionych w krzakach posiłków regeneracyjnych ;)
Wyprawa skończyła się na podwórku u babci – tam był
skarb i namiot, w którym spędziliśmy resztę nocy.
Następnego dnia rano Niunia zaczęła rysować
historyjkę obrazującą nasze „przygody”. W załączniku jej pierwsza część.
Chyba wystąpię do Rady Języka Polskiego o
akceptację nowej pisowni wyrazu „przywiózł” ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz