Ostatni wakacyjny wypad za miasto: ja z dzieciakami i doborowym
towarzystwem (znajomymi z córką nastolatką oraz wujko-dziadkiem).
Wszystkiego nie pozwala mi opisać ograniczony czas i lenistwo, a wydarzyło
się wiele.
Jedno warto odnotować. Niunia realizowała się jako „operator łódki z dużym
obciążeniem”. Dużym obciążeniem byli inni pasażerowie zwykle więksi i ciężsi od
niej, ale wioseł nikomu nie oddawała (lub robiła to z wielką niechęcią).
Dzielnie dzierżyła je w swych dłoniach i intensywnie używała.
No i tak oto wypłynęliśmy na środek jeziora: Niunia z wiosłami w dłoniach,
Protestant wyjątkowo mało malkontencki (nie musiał się wysilać wiosłowaniem) i
ja zadowolona z błogiego lenistwa. No i zdarzyło się nieszczęście – jedno z
wioseł wyrwało się, siłą rozpędu wypadło z łódki i oddaliło się na jakieś 2
metry. Środek jeziora, w promieniu pół kilometra żadnej żywej (ani martwej)
duszy i zgroza.
Niunia wpadła w histerię. Protestant przeraził się, choć sobie szybko
poradził z emocjami wykrzykując do Niuni: „To twoja wina!”, co spowodowało
jeszcze większe załamanie obwinionej. Na początku zajęłam się utrzymywaniem
przy życiu ;) Niuni i rozbrajaniem nabuzowanego Protestanta. Ostatecznie
Protestant nieco spasował i zaczął współczuć Niuni (wyjaśnił, że to, co
powiedział miało oznaczać: „to nie twoja wina”J).
(na marginesie: nie wnikam, dlaczego nasze „doborowe towarzystwo” nie
przyszło nam z pomocą – z perspektywy czasowej oceniam tylko, że dobrze się
stało, bo ostatecznie wszystko było „rodzinnym wydarzeniem”)
Kiedy gwałtowne emocje nieco opadły, okazało się, że wiosło nieco
przybliżyło się do łódki. Wystarczyło jeszcze trochę cierpliwie poczekać i
udało nam się je wyłowić. Niestety to nie pocieszyło Niuni, siedziała jak zbity
piesek pogrążona w rozpaczy. Na brzegu dała się utulić, by za chwilę… wsiąść z
wujko-dziadkiem i innymi dzieciakami na łódkę. W czasie tego wypłynięcia
Niunia miała okazję – przy czujnym przewodnictwie wujko-dziadka – odreagować
swoje emocje.
Ostatecznie bilans jest pozytywny, co widać po aktualnym zachowaniu Niuni.
W naszej relacji nastąpił jakiś powiew świeżości. Nie ma to, jak przejść przez
coś trudnego, ale RAZEM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz