czwartek, 15 listopada 2012

Basenowe rewolucje


Ostatnio dziatwa miewa (akceptowalne) napady rozstroju emocjonalnego. Jednak basen należał do miejsc, które zawsze było azylem dla mej znękanej duszy. Dzieciaki szalały, ale wg ustalonych zasad. Do tej pory umawialiśmy się, że jedno przez określony czas jest w pływaczkach, a ja drugim się zajmuję, potem jest zmiana, a na koniec oboje są w pływaczkach, żebym mogła sama też chwilę popływać. Dziś cały dotychczasowy porządek rypnął z hukiem, a raczej z wrzaskiem.

Niunia rozsmakowała się w pływaniu bez pływaczków i nie chciała już do nich powrócić. Nie mogę sobie jednak pozwolić na pilnowanie i Niuni, i Protestanta bez zabezpieczeń. Już i tak ich ekscesy (nawet w pływaczkach) powodują wzmożoną czujność ratowników. Nie zgodziłam się więc na Niuni nowe warunki (że ona ciągle samodzielna, ale pod moją opieką), więc zaczęła wyć i przy okazji zalewać się rzewnymi łzami (bałam się, że nas wyproszą ze względu na pozostawianie po sobie zbyt dużej ilości płynów fizjologicznych ;) ). Pozostałe argumenty były zwerbalizowane i dosyć typowe: „już mnie nie kochasz”, „chcesz się mnie pozbyć”, „możesz mnie wyrzucić”…

Ostatecznie zakończyliśmy pobyt na basenie w baseniku dla maluszków. Moje szkolniaki miały niezłą zabawę w udawanie 2-3 latków (sposób chodzenia, gadania, taplania się w wodzie, zjeżdżanie z półmetrowej zjeżdżalni). I jak na 2-3 latki przystało, obrażali się, jak tylko odwróciłam się na chwilę do drugiego. Ale weszłam w rolę J też do nich paplałam, łapałam, jak zjeżdżali, cieszyłam się, jak chlapali wodą. Co więcej – bohatersko wytrwałam w swojej matczynej roli w szatni, kiedy to Protestant i Niunia dawali się wycierać, ubierać i jednocześnie trenowali ulubione pytanie Niuni sprzed 4 lat: „amamamitati?”. Wytrwałam, mimo że ogólny widok wzbudzał wyraźną szczerą litość ze strony innych użytkowników szatni. Ale ja po prostu przyjęłam z godnością (nienależne mi) współczucie ;)
Ten rzut regresu skończył się w samochodzie. Dzieciaki odzyskały spokój ducha, co zaowocowało też „mnóstwem” chętnych rąk do pomocy przy gotowaniu obiadu po powrocie J

Wyjaśnienia dla „zniesmaczonych” J zabawa w maluszki jest w przypadku moich dzieci najlepszym lekarstwem na złe samopoczucie i utratę równowagi. Doświadczenie mnie nauczyło, że lepiej będzie, jak zaufam instynktowi Młodzieży, niż jak będę narzucać im swoją wizję ich zachowań. Tego typu moje podejście w dużej mierze zawdzięczam książce Hanny Olechnowicz „Dziecko własnym terapeutą”, którą wszystkim rodzicom polecam. A tam strategii autoterapeutycznych jest opisanych więcej J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz