wtorek, 13 listopada 2012

Nasze patenty na ciekawą naukę


Patent na czytanie


Nie chcę Niuni zniechęcić do czytania, a zachęcanie jest dosyć trudne, ale ostatnio w czasie rozmowy urodził się nam pomysł (zwykle najlepsze pomysły rodzą się, jak obie poszukujemy rozwiązania i wcale moje propozycje nie okazują się lepsze). Wymyśliłyśmy (że tak sobie przypiszę część zasług), że ja napiszę na komputerze różne polecenia, Niunia je przeczyta (może nawet po cichu), wykona je, a ja będę wiedziała, czy przeczytała bezbłędnie. Trochę inwencji twórczej i zadanie daje dużo radości nam obu J np. jak Niunia czyta, że ma zrobić pirueta, przyskakać na jednej nodze do matki i ją ucałować w czoło, albo podejść do lusterka, szeroko się uśmiechnąć i powiedzieć do odbicia: „lubię cię” (tu Niunię poniosło, bo też poprzytulała „siebie” ;)).

Patenty na matematykę:

Na razie są dwa oryginalne, lubiane przez dzieci.

Pierwszy to menu na śniadanie. Spisuję, co dziatwa może sobie zamówić danego dnia dodając cennik J (nie sądzę, żeby ktoś chciał się stołować w naszej restauracji, bo ceny są nieco wygórowane, np. kromka chleba 6 zł, ceny obejmują tylko złotówki, bez groszy i innych walut ;)). Idea jest taka, że dzieciaki same czytają, wybierają, sumują ceny przy użyciu liczydła i płacą (codziennie tymi samymi pieniędzmi – żeby nie było, że dorabiam edukując domowo ;)). Protestant zwykle w takich chwilach udaje dzidziusia i wtedy Niunia zaczyna mu matkować. Nie sprzeciwiam się, bo to ona jest pierwszoklasistką i jej się przyda ćwiczenie z liczeniem. A Protestant niech przynajmniej się patrzy.

Drugi to gra matematyczna, w której osobiście jesteśmy pionkami (wymysł Niuni). Jak się ją rozłoży, to pokój, przedpokój i kuchnia wyglądają jak pobojowisko, bo gra składa się z licznych kartek połączonych ze sobą taśmą. Na poszczególnych polach są działania wymyślone głównie przez Niunię (i wcale nie takie proste). Jest kilka pustych pól, ale nikt się nie cieszy, jak na nie trafi, bo mamy dwa rodzaje zwycięzców: 1. ten, kto dojdzie pierwszy do mety, 2. ten, kto wykona najwięcej zadań (prawidłowo). Gra bardzo pobudza emocjonalnie, daje dużo radości. Po każdym graniu ćwiczymy „pocieszanie przegranego” (często  jednak przegranego nie ma, bo zwycięstwa mogą się rozłożyć, ktoś pierwszy jest na mecie, ale ma mniej wykonanych zadań).


Brakuje mi patentów na pisanie liter w wersji "pisanej". Kaligrafia mnie nigdy nie pociągała (już sama nazwa brzmi zniechęcająco ;)), więc trudno o jakiś sensowny pomysł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz