środa, 7 listopada 2012

Czarna seria


Koszmarny dzień niestety rozpoczął „czarną serię” dni gorszych. Powody upatruję dwa: 1. Koniec miodowego miesiąca ED (u nas były w takim razie dwa miodowe), 2. Niedawne wydarzenia w rodzinie.
To drugie jednak jest bardziej prawdopodobne. Strata, jaką jest śmierć dziadka, została bardzo wyraźnie odnotowana szczególnie przez Niunię. Najpierw był etap przepracowywania słownego. Ciągłe rozmowy, dyskusje, dociekania… jak to jest, co się dzieje, dlaczego, co potem…? Na szczęście w naszym życiu na co dzień funkcjonuje Bóg i mamy gotowe odpowiedzi.

Niunia dwa dni temu usiadła i stwierdziła, że ona jednak chce „umarnąć”. Uświadomiła sobie, że życie jest czymś, co można stracić i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Oświadczyła, że w takim razie nie będzie jeść. Nie dawała się przekonać, że ta postawa nie ma sensu. Dopiero jak jej oświadczyłam, że nie dam jej umrzeć, bo ją kocham i w ostateczności zawiozę ją do szpitala, gdzie podłączą jej kroplówkę… z wyciem zmieniła zdanie. Wizja kroplówki mnie uratowała.

Wczoraj z kolei dochodziło do regularnych bitw między Niunią i Protestantem. Oboje byli tak nabuzowani, że traciłam cierpliwość. Nasza domowa szkoła zamieniła się w piekiełko. W końcu trampolina okazała się wybawieniem.
Czułam, że muszę dzieciaki trzymać wobec siebie na dystans, a one jak na złość lgnęły do siebie. Potem już tylko drobna iskierka i wybuch. Jak chciałam w spokoju zrobić śniadanie, dałam Protestantowi jakieś zadanie, a Niuni do wyboru: trampolina czy umilanie mi czasu w kuchni czytaniem. Wybrała trampolinę. Jak opadała z sił, dawałam jej znowu alternatywę: skakanie – czytanie, a ona długo jeszcze wybierała skakanie. Protestant dostał do wyboru: kolorowanie lub trampolinę. Wybrał drugie i dzięki temu energia im trochę opadła. Ale przepychanki i rozpacze z byle powodu trwały.

Wieczorem lekkim pocieszeniem było okazanie zrozumienia przez nieznękanego napadami młodzieży taty, który doświadczył tylko jednego rzutu rozpaczy w wykonaniu Protestanta. Z powodu lizaka. Który rzekomo miał się rozpuścić. I żadne argumenty czy odwoływanie się do dotychczasowych 5-letnich już życiowych doświadczeń nie pomogły. Czarna rozpacz i koniec.

Kolejny dzień – tym razem nie jestem taka naiwna, spodziewam się problemów, więc odkładamy naukę i idziemy na basen. 

I czekam na powrót miodowego miesiąca  naszej ED...

2 komentarze:

  1. Rozpacz Młodych zazwyczaj jest najczarniejsza z czarnych. Pocieszające jest to że kiedyś w końcu mija.
    Zresztą, sama jestem właśnie w trakcie odpierania ataku najczarniejszej wściekłości mojego syna. Atak fizyczny (na siostrze), werbalny i psychiczny (to już na mnie), skutecznie pozbawiły mnie sił na nadchodzący wieczór:P
    Pocieszam się że zaraz młode pójdą spać, a ja będę mogła oddać się błogiej bezmyślności - powrót do myślenia wymaga ponownego, precyzyjnego ułożenia się posiadanych zwojów mózgowych, a to już dłuższy proces :P
    Trzymam kciuki i... nie dajmy się, przetrwamy! ;)
    Pozdrawiamy rodzinnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ivalia, dzięki za słowa otuchy. Stan bezsilności jest mi aż nazbyt dobrze znany z ostatnich dni. Na szczęście są chwile oddechu. I czasem zdarzają się one nie tylko nocą :)

    OdpowiedzUsuń