poniedziałek, 5 listopada 2012

Koszmarny dzień


Niunia obudziła się w fatalnym nastroju. Była marudna, narzekająca, nieszczęśliwa i niezadowolona ze wszystkiego. Protestant chętnie podłączył się pod jej nastrój, bo idealnie pasował on do jego całościowego nastawienia do życia ;) Co mi pozostało? Stwierdziłam, że na dobrą sprawę możemy sobie zrobić koszmarny dzień: z koszmarną córeczką, koszmarnym synkiem i koszmarną mamą (wszystko inspirowane „Koszmarnym Karolkiem” – koszmarną lekturą, która jednak zdobyła w naszej rodzinie dużą popularność).

Dzieciom od razu poprawiły się humory i zaplanowaliśmy koszmarne czynności, m.in. wykonanie koszmarnych malowideł (oczywiście palcami, bo koszmarne dzieciaki nie używają pędzelków), koszmarną bitwę między dzieciakami…

Rola koszmarnej mamy mi też bardzo odpowiadała, taka miła odmiana, bo nie musiałam się pilnować :D Pokrzykiwaliśmy na siebie, brzydko się do siebie odzywaliśmy i tłumaczyliśmy, że przecież tak robią koszmarni ludzie. Okazało się, że pierwszy wymiękł… Protestant. On jednak ma tylko wprawę w byciu koszmarnym ;) a nie w znoszeniu koszmarnej rodziny. Chyba nieprędko powtórzymy to koszmarne doświadczenie J

1 komentarz: