wtorek, 9 października 2012

Jak to się zaczęło...


Kilka lat temu pojawiły się w naszym życiu Taran i Demolka. Wszędzie, gdzie zawitały pojawiał się też chaos, zamęt i ruina. Początkowo w rolach rodziców byliśmy nastawieni na zrobienie z nich ludzi – prawowitych, dostosowanych, kulturalnych członków społeczeństwa. Cel szczytny, ale jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że Taran i Demolka sieją spustoszenia nie tylko w otoczeniu zewnętrznym. Oni, cichaczem, robili przemeblowania w naszych głowach, ustawiając wszystko w odwrotnym, niespodziewanym porządku. I tak oto z rodziców „wiedzących najlepiej” staliśmy się rodzicami wiedzącymi jedno: nie tylko świata, ale też naszych Brzdąców nie zmienimy.

Tymczasem Taran i Demolka się nieco (raczej samorzutnie niż kierowanie) zmienili. Zmianie uległy w związku z tym też ich imiona i niech tu będą przedstawieni jako Niunia i Protestant.
I oto Niunia w tamtym roku kończyła swą edukację przedszkolną. Zbliżał się nieuchronnie czas rozpoczęcia kariery naukowej, czyli czas korzystania z powszechnie dostępnego przywileju, jakim jest edukacja szkolna.
Rozważania prowadzone przez zdeprawowanych przez wcześniejsze działania Tarana i Demolki rodziców doprowadziły nas do wniosku, że obecnie funkcjonujący system szkolny nie udźwignie ciężaru poradzenia sobie z ewentualnym nawrotem pierwotnych instynktów naszych dzieci (czyli nie zdoła ochronić się przed staranowaniem i zdemolowaniem). Żal nam się zrobiło społeczeństwa tak bardzo przywiązanego do dobra, jakim są szkoły i postanowiliśmy dzieci do szkoły nie posłać. Nie posłaliśmy więc Niuni, a Protestant skorzystał przy okazji i nie poszedł do zerówki (na razie przedszkolnej). Dla wyjaśnienia: Protestant zyskał swój aktualny przydomek w dużej mierze ze względu na ograniczoną sympatię, jaką darzył przedszkola, więc nic nie stracił pozostając w domu (a kto wie, czy nie trzeba będzie mu za chwilę nadać innego przydomka, bo ten straci swoją moc ze względu na niemożność realizowania akcji protestacyjnych przeciwko tej instytucji…).

I oto mottem naszym rodzicielskim stał się cytat: „spokojnie i cierpliwie śledzić, jak natura sama sobie radzi, a baczyć tylko na to, by warunki otaczające pracę natury, wspierały ją – oto jest wychowanie” (E. Key, Stulecie dziecka, Warszawa 2005, s. 65)

1 komentarz:

  1. Trafiłam dziś na Twojego bloga i bardzo za niego dziękuję - choć dopiero zaczynam czytać. Moja Córka w tym roku zaczyna przygodę z przedszkolem i ma to swoje plusy i minusy. Rozważamy, co dalej, póki co jesteśmy pewni, że "zwykła" szkoła to nie to, czego szukamy. Albo pójdziemy w Montessori, albo edukację domową. Albo znajdzie się inny pomysł jeszcze. W każdym razie będę śledzić Wasze przygody. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń