wtorek, 23 października 2012

Spacer matematyczny


Ładna pogoda i przymus siedzenia nad lekcjami to mieszanka niezbyt łatwa do zniesienia nie tylko dla dziecka, ale też dla rodzica. I właśnie przydarzyło nam się takie połączenie. Piękne jesienne słońce i nauka. Ale wyszliśmy z domu. Z kredą. I spacer był podszyty matematycznym duchem J

Na każdym skrzyżowaniu rysowaliśmy strzałki z cyframi, a między nimi działanie. Dalej szliśmy wg strzałki, która wskazywała prawidłowy wynik. Dzieciaki były zachwycone! W moich planach było, że będę przewodnikiem, nauczycielem i osobą dzierżącą kredę w dłoni. Szybko musiałam to zmodyfikować, bo Niunia chciała przewodzić. Protestant oczywiście też. Oboje chcieli być nauczycielami i dysponentami kred. Pozostało mi tylko wycofanie się na pozycję negocjatora łagodzącego konflikty. Ale zaangażowanie dzieciaków w działania było podbudowujące.

Ostatecznie wróciliśmy (w mniemaniu dzieci) przedwcześnie do domu. Przerwałam ich kolejną kłótnię mówiąc, że nie mogę tego znieść i wracamy. Naszej drodze powrotnej towarzyszyły ich wrzaski w stylu: „mamo, my chcemy jeszcze robić zadania!” Wymarzona sytuacja dla nauczyciela – dzieci nie chcą przerywać zajęć ;) Ale perfidnie przerwałam i zapowiedziałam kontynuację następnego dnia. Taka mała manipulacja, żeby podtrzymać chęci i zapał J

Żeby było śmieszniej: dzieciaki, jak już wiedziały, że nic nie wskórają, zaczęły planować… ucieczkę z domu :D od okrutnej matki, która nie pozwala im się uczyć :D

1 komentarz: