piątek, 19 października 2012

Kto kogo inspiruje?


Kilka dni temu jadąc samochodem przypadkowo usłyszeliśmy w RMF-ce kilka zdań na temat edukacji domowej. Było to coś w stylu:

rodzic, który miałby uczyć swoje dzieci musi być inspirujący, potrafić >porwać< za sobą dziecko, zafascynować je” (raczej wolna interpretacja wypowiedzi, niż dokładny cytat).

Zastanowiło mnie to. Zrobiłam szybki bilans swojej edukacji (jak najbardziej „naturalnej”, czyli szkolnej) i wśród ok. 30 nauczycieli znalazłam 2 inspirujących. Reszta to raczej prześcigała się w tym, jak zabić zainteresowania, pasje i chęci uczniów (no dobra, mniej więcej połowa była neutralna). No tak, ale może uczyłam się w niewłaściwych czasach, w niewłaściwych szkołach… Może dziś jest lepiej…?

Hmm, jakoś trudno mi przyjąć ten argument zważywszy chociażby na ostatnie doniesienia mediów o planach ograniczenia przywilejów nauczycieli. Nikt mi nie wmówi, że nie będzie coraz większej liczby przypadkowych ludzi nauczających. Bez przywilejów do tego zawodu trafią tylko nieudacznicy, którzy nie odnaleźli się w innych, lepiej płatnych miejscach. Może jednak z większymi obawami powinniśmy się pytać o los dzieci trafiających do szkół niż pozostających w domach?

A wracając do inspirującej roli nauczyciela… odnoszę wrażenie, że w naszej relacji ja – Niunia, to moja córeczka jest znacznie bardziej inspirująca. Ma świeży, otwarty umysł i duże, naturalne chęci poznawania świata.

Wytoczę więc tezę, że rolą rodzica edukującego domowo jest raczej pozwolenie sobie na bycie zainspirowanym przez dzieci J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz