czwartek, 17 stycznia 2013

Dni spędzone z dziadkiem


Dzieci dwa dni spędziły z dziadkiem. Generalnie z dziadkiem jest fajnie, bo daje słodycze, puszcza bajki, za dużo nie wymaga. Dziadek też jest zachwycony, bo dzieci w tym czasie zwykle pokazują się z najlepszej strony. A i ja zyskuję nieco dystansu.

Tak się złożyło, że sytuacja pracowa zmusiła mnie to dłuższych pobytów w tych dniach poza domem. Pierwszego dnia dzieciaki były na dużych (pozytywnych) emocjach, bo obecność dziadka i żadnych zadań ;) Drugiego, jak się umawiały z dziadkiem na oglądanie bajek po moim wyjściu, nieco interweniowałam. Powiedziałam, że tego dnia bajki będą po zadaniach. Szybkie negocjacje i spis zadań był gotowy. Protestant oczywiście zaczął od protestów, ale niewyraźnych, bo przy dziadku nie wypada. Ogarnął się chłopak i z radością zaczął popisy przed oczarowanym jego działalnością dziadkiem.
Niunia na początku do swojej listy zadań dopisała „zabawa w bibliotekę” i… ulotniła się. No cóż, nie mogłam mieć do niej pretensji – wszak było to zadanie do wykonania, na dodatek uprawomocnione zapisem na liście zadań J Niezmiennie zachwycają mnie przejawy kombinatorstwa wskazujące na logiczne myślenie dzieciaków J ale ostatecznie dogadałyśmy się, co jej się bardziej opłaca. Niunia pojęła w lot i też rozpoczęła popisy przed oczarowanym mądrością wnuczki dziadkiem: poczytała, zaprezentowała umiejętności matematyczne, pisarskie, nawet pouczyła dziadka śpiewać J Zmotywowana młodzież uwinęła się z zadaniami jeszcze przed moim wyjściem!

Wieczorem za to zaczął się koncert pt. „Oj, matka, przegięłaś z tą nieobecnością” ;) Niunia i Protestant rycząco-buczący co prawda dawali się niańczyć, ale czuję, że kolejny dzień będzie pod tym samym hasłem przewodnim. Już zresztą zamawiali sobie na rano masażyki, lulanie jak dzidziusia itp. Przetrwam J

I jeszcze co mnie ujęło po powrocie z pracy. Wysłuchiwałam żalów, skarg i innych opowieści Małolatów. Było tam między innymi coś takiego:
Niunia: mamo, to było straszne…
Ja: ojej, jaka moja córeczka jest smutna – przyciągam Niunię, żeby ją przytulić i słyszę trzeźwy, nieco rozanielony głos Niuni: jak ja lubię, kiedy tak mówisz…
Tego wieczora zwracała mi jeszcze dwukrotnie uwagę, w których momentach lubi, jak coś mówię. To były te chwile, w których nie zaprzeczałam uczuciom, a raczej jej i Protestantowi okazywałam zrozumienie. Niezwykła jest jednak – w moim odczuciu – Niuni wrażliwość społeczna, jej umiejętność dostrzegania i werbalizowania swoich spostrzeżeń. Taką to mądrą mam córeczkę J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz