Dzieci dwa dni spędziły z dziadkiem. Generalnie z
dziadkiem jest fajnie, bo daje słodycze, puszcza bajki, za dużo nie wymaga. Dziadek
też jest zachwycony, bo dzieci w tym czasie zwykle pokazują się z najlepszej
strony. A i ja zyskuję nieco dystansu.
Tak się złożyło, że sytuacja pracowa zmusiła mnie
to dłuższych pobytów w tych dniach poza domem. Pierwszego dnia dzieciaki były
na dużych (pozytywnych) emocjach, bo obecność dziadka i żadnych zadań ;)
Drugiego, jak się umawiały z dziadkiem na oglądanie bajek po moim wyjściu,
nieco interweniowałam. Powiedziałam, że tego dnia bajki będą po zadaniach. Szybkie
negocjacje i spis zadań był gotowy. Protestant oczywiście zaczął od protestów,
ale niewyraźnych, bo przy dziadku nie wypada. Ogarnął się chłopak i z radością
zaczął popisy przed oczarowanym jego działalnością dziadkiem.
Niunia na początku do swojej listy zadań dopisała „zabawa
w bibliotekę” i… ulotniła się. No cóż, nie mogłam mieć do niej pretensji –
wszak było to zadanie do wykonania, na dodatek uprawomocnione zapisem na liście
zadań J Niezmiennie
zachwycają mnie przejawy kombinatorstwa wskazujące na logiczne myślenie dzieciaków J ale
ostatecznie dogadałyśmy się, co jej się bardziej opłaca. Niunia pojęła w lot i
też rozpoczęła popisy przed oczarowanym mądrością wnuczki dziadkiem: poczytała,
zaprezentowała umiejętności matematyczne, pisarskie, nawet pouczyła dziadka
śpiewać J Zmotywowana młodzież uwinęła się z zadaniami jeszcze przed moim wyjściem!
Wieczorem za to zaczął się koncert pt. „Oj, matka,
przegięłaś z tą nieobecnością” ;) Niunia i Protestant rycząco-buczący co prawda
dawali się niańczyć, ale czuję, że kolejny dzień będzie pod tym samym hasłem
przewodnim. Już zresztą zamawiali sobie na rano masażyki, lulanie jak
dzidziusia itp. Przetrwam J
I jeszcze co mnie ujęło po powrocie z pracy. Wysłuchiwałam
żalów, skarg i innych opowieści Małolatów. Było tam między innymi coś takiego:
Niunia: mamo, to było straszne…
Ja: ojej, jaka moja córeczka jest smutna – przyciągam
Niunię, żeby ją przytulić i słyszę trzeźwy, nieco rozanielony głos Niuni: jak
ja lubię, kiedy tak mówisz…
Tego wieczora zwracała mi jeszcze dwukrotnie uwagę,
w których momentach lubi, jak coś mówię. To były te chwile, w których nie
zaprzeczałam uczuciom, a raczej jej i Protestantowi okazywałam zrozumienie. Niezwykła
jest jednak – w moim odczuciu – Niuni wrażliwość społeczna, jej umiejętność dostrzegania
i werbalizowania swoich spostrzeżeń. Taką to mądrą mam córeczkę J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz