Niunia chce mieć własne zwierzątko. I pewnie
niebawem do naszego domowego zwierzyńca (kota, rybek, raka i pojawiających się
okazjonalnie: much, komarów, pająków, rybików…) dołączy w niedługim czasie
chomik. Do chomika podchody zaczynały się już rok temu, ale wówczas Niunia nie
zdała „egzaminu”. Jednak teraz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na
to, że tym razem będzie inaczej. Niunia bohatersko zajmuje się już drugi
miesiąc naszym kocurem, tzn. karmi go trzy razy dziennie (nie mniej i nie
więcej, co odhacza na specjalnie zrobionej liście) i sprząta kuwetę. Nawet raz
przeszła chrzest bojowy, jak jej pupilek nażarł się wstążeczek, które potem zwrócił
wraz z pozostałą zawartością żołądka. Tego dnia Niunia miała poważny kryzys i
była prawie zdecydowana, żeby zrezygnować. Ale ostatecznie mobilizacja
matczyno-ojcowska pomogła i córeczka niemal ze stoickim spokojem (który pojawił
się po dosyć długich lamentach ;)) sprostała wyzwaniu J Niunia tak poza tym
baaaardzo przejmuje się, że kot teraz jest jej i naprawdę często czule do niego
przemawia, zabawia go, nie pozwala go przeganiać z kąta w kąt… Choć zdarzają
jej się chwile słabości i szczere wyznania typu: „kocham Cię, ale nienawidzę,
jak robisz kupacza” :)
Protestant też żyje wizją poszerzającego się
domowego zoo. Tyle że on chciałby: węża, pająka lub… skunksa. Niunia na
pocieszenie dziś mi powiedziała, że podobno „domowe skunksy nie pierdzą”… hmmm,
wolałabym tego nie sprawdzać :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz