W ostatnim czasie znowu Niunię wyobraźnia poniosła
i zażyczyła sobie, żeby w domowe zadania wpleść „podchody”, czyli rozwiązywanie
zadań, przemieszczanie się, pokonywanie trudności... No cóż, pomysł jak zwykle
świetny, ale wymagający dłuższych przygotowań, więc udało mi się wynegocjować
odsunięcie w czasie.
Ale mnie też poniosła nieco wyobraźnia i zrobiłam
jej dzień ze zdobywaniem punktów. Niunia dostała rano spis zadań z punktacją
oraz zapowiedź, że po zdobyciu 50 punktów będzie nagroda. Zadania były różne i
różnie punktowane. A robienie ich zajęło Niuni mnóstwo czasu, bo… musiała
kombinować, co jej się bardziej opłaca. Po każdym zadaniu przeliczała i dalej
kombinowała. Wśród zadań były „typowo szkolne”, ale też takie w stylu: „podpisać
się” (za 2 punkty), zrobić 20 przysiadów (za 3 punkty), były też
zadania-niespodzianki, przy których decydowała się na niewiadome (ciekawość
zwyciężyła J
ale też była nagrodzona, bo w jednej niespodziance były gratisowe punkty).
A dziś dzieciaki w znakomitych nastrojach robią, co
chcą. Niunia więc pisze w zeszycie wymyślone zdania, które są po prostu urocze,
w stylu: „Ola ma chomika, który nie musi chodzić do szkoły”, „Protestant jest
goły” J
Protestant za to po zadaniach matematycznych
zażyczył sobie układanie słów z literek. Jeden z bardziej ambitnych efektów,
ujawniających typowe dla tego wieku poczucie humoru, w załączniku J
Faktycznie uroczy ;)
OdpowiedzUsuńU mnie na buzi banan :D Świetny jest Protestant!
OdpowiedzUsuńJa niestety przy mojej reflaksyjno-neurotycznej osobowości gdzieś chyba zabijam poczucie humoru mojej Nusi. Jak dobrze sięgam, pamięcią, to moi dziadkowie (od strony mamy) byli bardzo zasadniczy i bez poczucia humoru, moich rodziców cudze poczucie humoru dotyka i ja to jakoś chyba odziedziczyłam. Ciekawe ile geny, a ile wychowanie. Mąż mój posiada ten dar, ale jakoś nie może mnie unieść w kierunku śmiechu do łez...
A jak cudownie, że Ty go posiadasz i nie tłamsisz w dzieciakach :) Taka swoboda odczuwania.
Pozdrawiam
Astrid