Po południu tata zabrał Protestanta na turniej piłki
nożnej (zresztą Młody wrócił dumny, bo z brązowym medalem).
Niunia została ze mną. Od razu zrobiła się markotna
i powiedziała, że jest jej smutno, bo chłopaki pojechali. Zaproponowałam jej
coś, co – jak mi się wydawało – nie ma szans powodzenia, a mianowicie, że
możemy zrobić zadania szkolne, które sobie wybierze, a potem w tygodniu będzie
miała wybrany dzień wolny od nauki. Niunia - ku mojemu zaskoczeniu - się zgodziła J Tak
sobie myślę, że zrobienie czegoś po to, żeby potem mieć czas wolny, to objaw
naprawdę dużej dojrzałości J
Ostatecznie czas miło nam upłynął, bo Niunia
wybrała m.in. dwie stworzone przez nas gry matematyczne, przy czym ograła mnie
i była przeszczęśliwa (oczywiście pocieszała mnie, że następnym razem może i do mnie szczęście się uśmiechnie).
W czasie zadania związanego z pisaniem dokonałam
odkrycia. Niunia generalnie nie garnęła się do pisania i miałam wrażenie, że to
jest dla nas obu najgorszy czas. W czasie tego jej sobotniego pisania
zauważyłam, że to ja jestem strasznie spięta. Przypomniałam sobie pogawędki w
Borach Tucholskich i rady mądrej Hanuli, żeby zatrzymywać się przy swoich
odczuciach płynących z ciała, no i postarałam się to wszystko poczuć, dzięki
czemu całe napięcie po pewnym czasie odeszło. Wtedy też przypomniałam sobie, jak bardzo nie
lubiłam pisania jako dziecko, jak czułam się katowana starając się pisać „ładnie”
i jak bardzo odetchnęłam z ulgą, kiedy mogłam zacząć pisać na komputerze. Odpuściłam
sobie kontrolowanie Niuni. Siadłam z boku i wzięłam książkę. No i zdarzył się
cud! Niunia po raz pierwszy zaczęła się cieszyć swoim pisaniem! (a może po
prostu po raz pierwszy to zauważyłam?) I to bardzo – cieszyła kolejnymi
napisanymi słowami. Dowodem na jej realną radość jest fakt, że Niunia w
niedzielę zabrała zeszyt ze sobą do kościoła (dzieciaki zawsze biorą ze sobą
zabawki i książeczki, żeby się nie nudzić) i cały czas coś pisała J
A ja się zastanawiam, ile jeszcze "ograniczeń", które rzekomo prezentują dzieci, tkwi we mnie...
U nas znowu pojawiły się "walki" o codzienny trening czytania :( w sumie zaczyna się to sprowadzać niejako do kary :(( I choć piękne pisanie opanowane, wszak to druga klasa - co więcej, duma z owej umiejętności ogromna, podsycana ciągłym chwaleniem w klasie i poza nią :))) To czytanie odbywa się niechętnie, z ogromnymi oporami...
OdpowiedzUsuńZ pisaniem też tak było rok temu. Pocieszam się że gdy wreszcie zostanie opanowane, w przyszłym roku znów pojawi się duma, bo pochwały w szkole bardzo dużo znaczą ;)))) To jest plus szkoły - w TEJ dostrzegają postępy i pracę dziecka, ostatnio nawet dość często :)))
Ivalia, tak sobie myślę, że czekanie do kolejnego roku na pochwały to długo ;) W szkole zwykle chwalone są (dobrze oceniane) dzieci za osiągnięcie odpowiedniego poziomu, a nie za włożony wysiłek. A to on jest tutaj kluczowy.
OdpowiedzUsuńA jeżeli chodzi o czytanie i zachęcanie do niego, to polecam pisanie własnych tekstów na komputerze i ich odczytywanie. U nas sprawdza się to rewelacyjnie :):):)
Ja wole sie nie zastanawiac "ile ograniczen tkwi we mnie" bo mogloby mnie to doprowadzic do depresji... ;)
OdpowiedzUsuńAle za to jak budujące jest to, kiedy się na takim ograniczAniu dzieciaków przyłapujemy i ich to wyzwala! Teraz doświadczam czegoś naprawdę niesamowitego: Niunia ciągle chce pisać! Pisze dla rozrywki, pisze do mnie liściki w swoim zeszycie, zapisuje, co się wydarzyło, bierze zeszyt niemal wszędzie ze sobą. A wcześniej naprawdę nie mogłam jej zmotywować.
OdpowiedzUsuńWierze ;)
OdpowiedzUsuńJa tez czesto dostaje roznych oswiecen a potem patrze zdziwiona jak pieknie moje dziecko funkcjonuje.
"zatrzymywać się przy swoich odczuciach płynących z ciała, no i postarałam się to wszystko poczuć, dzięki czemu całe napięcie po pewnym czasie odeszło." Ale jak poczuć? zdradź proszę ten sekret :) Bo czasami u mnie też narasta. Czegoś oczekuję i musze wyjść do innego pokoju, bo czuję, że eksploduję. Czy to dotyczy jeszcze czegoś innego?
OdpowiedzUsuńChodzi mi o takie proste "zdanie sobie sprawy" z tego, co się dzieje w ciele. Bo często czujemy, ale nie wiemy. A można zatrzymać się i uświadomić sobie, np. czuję, że jest mi zimno w prawą dłoń, czuję napięcie w karku, lekko boli mnie głowa... Często ignorujemy takie sygnały i docierają do nas dopiero te, które już narosły w wyniku ignorowania. Wcześniejsze poczucie daje możliwość odpowiedzi na pytanie "co mi w tej sytuacji nie pasuje" i szybsze reagowanie. Wymądrzam się ;) Prawda jest taka, że nie zawsze mi to wychodzi. Nie zawsze jestem taka uważna, choć wiem, że warto i do tego zachęcam (innych i siebie :)).
OdpowiedzUsuń