Kilka dni temu napisałam, jak to stało się spokojnie
i zarazem nudno. No to w Mikołajki przestało tak być. Nie zorganizujemy więc
wycieczki do rzeźni, bo osobistą zafundował nam Protestant ;) Hmm, muszę jednak
przyznać, że my go do tego natchnęliśmy.
Zacznijmy od początku, czyli od tego, co się
wydarzyło rok temu. Niunia, jako 6-latka, została uświadomiona w kwestii ściemy
co do istnienia Mikołaja. Ale uświadomiliśmy ją na zasadach „wtajemniczenia”. Niunia
dowiedziała się, że cała historia z pojawianiem się świętego Mikołaja, to jeden
wielki przekręt, ale zorganizowany przez dorosłych po to, żeby dzieciom sprawić
radość. Niunia była zachwycona, bo oto została włączona w konspiracyjne życie
dorosłych. Przejęła się bardzo zasadą, żeby nie mówić młodszym dzieciom i tym
starszym, bardziej naiwnym i nadal wierzącym, że święty Mikołaj nie istnieje. Dużym
sprawdzianem okazał się kontakt z Protestantem, ale dzielnie przez to
przebrnęła. Nawet częściej niż wcześniej wspominała o potrzebie pisania listów
do Mikołaja J
Zastanawialiśmy się więc już we trójkę (ja, mężuś i
Niunia), czy uświadomić Protestanta. Sytuacja sprawiła, że stwierdziliśmy, że
może lepiej by było, gdyby wiedział, bo na Mikołajki chcieliśmy mu sprawić
rękawice bramkarskie, które mógłby w sklepie przymierzyć. Tata 5 grudnia zabrał
Protestanta na zakupy, dokonali wspólnie odpowiedniego wyboru, tata oświadczył,
że to od Mikołaja i wszyscy do następnego dnia rano myśleliśmy, że sprawa jest
załatwiona. Jednak 6 grudnia otrzeźwiły mnie poranne sceny czarnej rozpaczy.
Mikołaj zapomniał o moim synu! Nie będę opisywać całego rozstroju, był on długi
i dosyć męczący.
W końcu zdołałam utulić zrozpaczonego i mówię:
przecież dostałeś wczoraj rękawice bramkarskie.
Na to Protestant: ALE TO BYŁ PREZENT OD TATY!!!! (i
wycie)
No cóż, nie mogłam do tej tragedii dokładać jeszcze
kolejnej w formie oświadczeń, że istnienie Mikołaja to ściema. Nie pozostało mi
nic innego, jak tylko brnąć w kłamstwo. Tuląc Młodego zaczęłam opowiadać o
dziwnym telefonie, który dostał tata kilka dni temu (tu Niunia przerwała
ubieranie się i przyszła w swoim „stajniku”, który dostała „od Mikołaja”, żeby
też posłuchać). Opowiedziałam o tym, jak to Mikołaj zadzwonił do taty i
powiedział: „słuchaj, stary, mam problem. Dzieciaków tak dużo, a ja nie
wyrabiam na zakrętach…”. Protestant był urzeczony historią J Urzeczony do tego stopnia, że jak wychodziliśmy wieczorem z basenu zaczął głośno
– żeby inne dzieciaki mogły usłyszeć – opowiadać, jak to Mikołaj zadzwonił do
JEGO taty po pomoc. A tata żarliwie potwierdzał jego wersję, a nawet dodawał
kolejne szczegóły dotyczące np. negocjacji J (tu musiałam pilnować, żeby za bardzo go wyobraźnia
nie poniosła :P).
Uświadomienie Protestanta nastąpi więc w przyszłym
roku J chyba
że ktoś nas w międzyczasie wyręczy J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz