piątek, 7 grudnia 2012

Mikołajki


Kilka dni temu napisałam, jak to stało się spokojnie i zarazem nudno. No to w Mikołajki przestało tak być. Nie zorganizujemy więc wycieczki do rzeźni, bo osobistą zafundował nam Protestant ;) Hmm, muszę jednak przyznać, że my go do tego natchnęliśmy.

Zacznijmy od początku, czyli od tego, co się wydarzyło rok temu. Niunia, jako 6-latka, została uświadomiona w kwestii ściemy co do istnienia Mikołaja. Ale uświadomiliśmy ją na zasadach „wtajemniczenia”. Niunia dowiedziała się, że cała historia z pojawianiem się świętego Mikołaja, to jeden wielki przekręt, ale zorganizowany przez dorosłych po to, żeby dzieciom sprawić radość. Niunia była zachwycona, bo oto została włączona w konspiracyjne życie dorosłych. Przejęła się bardzo zasadą, żeby nie mówić młodszym dzieciom i tym starszym, bardziej naiwnym i nadal wierzącym, że święty Mikołaj nie istnieje. Dużym sprawdzianem okazał się kontakt z Protestantem, ale dzielnie przez to przebrnęła. Nawet częściej niż wcześniej wspominała o potrzebie pisania listów do Mikołaja J

Zastanawialiśmy się więc już we trójkę (ja, mężuś i Niunia), czy uświadomić Protestanta. Sytuacja sprawiła, że stwierdziliśmy, że może lepiej by było, gdyby wiedział, bo na Mikołajki chcieliśmy mu sprawić rękawice bramkarskie, które mógłby w sklepie przymierzyć. Tata 5 grudnia zabrał Protestanta na zakupy, dokonali wspólnie odpowiedniego wyboru, tata oświadczył, że to od Mikołaja i wszyscy do następnego dnia rano myśleliśmy, że sprawa jest załatwiona. Jednak 6 grudnia otrzeźwiły mnie poranne sceny czarnej rozpaczy. Mikołaj zapomniał o moim synu! Nie będę opisywać całego rozstroju, był on długi i dosyć męczący.
W końcu zdołałam utulić zrozpaczonego i mówię: przecież dostałeś wczoraj rękawice bramkarskie.
Na to Protestant: ALE TO BYŁ PREZENT OD TATY!!!! (i wycie)
No cóż, nie mogłam do tej tragedii dokładać jeszcze kolejnej w formie oświadczeń, że istnienie Mikołaja to ściema. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko brnąć w kłamstwo. Tuląc Młodego zaczęłam opowiadać o dziwnym telefonie, który dostał tata kilka dni temu (tu Niunia przerwała ubieranie się i przyszła w swoim „stajniku”, który dostała „od Mikołaja”, żeby też posłuchać). Opowiedziałam o tym, jak to Mikołaj zadzwonił do taty i powiedział: „słuchaj, stary, mam problem. Dzieciaków tak dużo, a ja nie wyrabiam na zakrętach…”. Protestant był urzeczony historią J Urzeczony do tego stopnia, że jak wychodziliśmy wieczorem z basenu zaczął głośno – żeby inne dzieciaki mogły usłyszeć – opowiadać, jak to Mikołaj zadzwonił do JEGO taty po pomoc. A tata żarliwie potwierdzał jego wersję, a nawet dodawał kolejne szczegóły dotyczące np. negocjacji J (tu musiałam pilnować, żeby za bardzo go wyobraźnia nie poniosła :P).

Uświadomienie Protestanta nastąpi więc w przyszłym roku J chyba że ktoś nas w międzyczasie wyręczy J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz