Mamy w domu „wadliwego”
Protestanta, który jest tak ugodowym chłopakiem, że czuję się, jak nie u siebie
w domu ;) dziś nawet usłyszałam coś, czego nie spodziewałam się usłyszeć przez
najbliższe kilkanaście lat, a mianowicie: „mamo, w czym mogę ci pomóc”. A już miałam wizję naszej przyszłości, że do końca
życia będę prosić go o bzdet w stylu: możesz wyjąć sztućce ze zmywarki?, a on
będzie biegał po domu w amoku ;)
A tymczasem Protestant obrał jednego ziemniaka (po raz drugi w swoim życiu), poskładał 3 ręczniki, wyniósł
wyprane rzeczy do szafek, pomógł mi spakować liczne rzeczy, których Niunia i on potrzebują
na zajęcia z angielskiego… I to wszystko jednego dnia! Gorzej ;) jednego
przedpołudnia J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz